[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnęła się blado i zaprowadziła nas dokuchni.- W pokoju śpi mama - wyjaśniła.Kuchnia była maleńka.Kobieta usiadła po jednej stronie stołu,Karpow po drugiej, a ja przycupnęłam na taborecie obok lodówki.Przez cały czas siedziałam z demonstracyjnie znudzoną miną iniewiele się odzywałam.Karpow wypytywał Ninę Michajłowna,patrząc nie tyle na nią, ile na mnie.Pod koniec wizyty trochę sięrozgadałam, ale moje pytania dotyczyły wyłącznie zachowaniaIgnatowa w domu: czy kłócił się z żoną, czy jezdził na polowania, jakczęsto? Kobieta odpowiadała spokojnie i wyczerpująco.Gdy żegnaliśmy się z Niną Michajłowną, udało mi się wsunąć dokieszeni jej bluzki wizytówkę.Chyba nie zauważyła.Karpow niezauważył na pewno, w tej chwili właśnie odwrócił się do drzwi.Terazmogłam już tylko liczyć na to, że kobieta mnie zrozumie i nie zrobiniewłaściwego kroku.- Co powiesz? - odezwał się Karpow, gdy wracaliśmy do sa-mochodu.- Jej powściągliwość jest zupełnie zrozumiała.Po pierwsze, lu-biła swoich państwa, po drugie nie należy zle mówić o nieboszczy-kach, ale sprawa i tak jest jasna.Już sama strzelba świadczy o nie-jednym.Ignatow na polowania nie jezdził, w każdym razie nikt sobienic takiego nie przypomina, a strzelbę w domu trzymał, i to nawet niejedną, lecz dwie.- Trzy.- Istna uczta dla psychoanalityka. Każdy, kto ma w domustrzelbę, może być śmiało przyrównany do Kurta Cobaina.- %7łe co?- Cytuję.- Aa.- Karpow skinął z szacunkiem głową.On sam mógł cy-tować najwyżej bezpośrednich zwierzchników.- Wysadz mnie tutaj, chcę wstąpić do fryzjera. Rozstaliśmy się, a ja zadzwoniłam do Lalina, chcąc jeszcze raznadużyć jego sympatii do mnie.- Zrób dobry uczynek, sprawdz, czy nie ma za mną ogona.- Słusznie powiadają: otwórz babie drzwi, a pięć minut pózniejznajdzie się w twojej sypialni.- Pomarzyć dobra rzecz.- To powiem inaczej: daj palec, a złapią całą rękę.No nie mogęjuż z tobą, naprawdę nie mogę.- Wytrzymaj jeszcze trochę.Może i ja się na coś przydam?Tym optymistycznym akcentem skończyliśmy rozmowę i poje-chałam do domu.Cały następny dzień siedziałam w mieszkaniu w towarzystwiedwóch telefonów i Saszki.Co chwila zerkałam na telefony i uspoka-jałam się - Ragina mogła znalezć wizytówkę nie od razu, poza tympewnie potrzebuje czasu, żeby się zastanowić.W końcu zadzwoniła.- Olga Siergiejewna? - Kobiecy głos w słuchawce brzmiał ostro.- Słucham.- Ja.zostawiła mi pani wizytówkę.- Tak, tak.- Napisała pani, żebym była bardzo ostrożna i milczała - dodałapo przerwie.- Dzwoni pani z domu?- Nie, od sąsiadki.- Bardzo słusznie - ucieszyłam się.Filmy sensacyjne robiąswoje, jeśli chodzi o konspirację, nasi obywatele są nie gorsi odJamesa Bonda.- Dlaczego pani to napisała?- Pani świetnie wie, dlaczego.Gdy doszło do tej tragedii, byłapani w domu, prawda? Wiem to na pewno i sądzę, że nie tylko ja.Dlatego dopóki nie znajdę czegoś, czym można będzie przycisnąćtych ludzi, musi być pani bardzo ostrożna.- Nie rozumiem, o czym pani mówi. - Może pani nie rozumieć, najważniejsze, żeby zachowała paniostrożność.- Ale przecież człowiek, z którym pani przyszła, był z milicji?- Tak.Ale to jeszcze nic nie znaczy.Kobieta westchnęła i odłożyła słuchawkę.Przez dwa kolejne dni kompletnie nic się nie działo.Pokazywałamsię w biurze, demonstrując swoją szczęśliwą minę; Lalin twierdził, żenie mam ogona, ale wiedziałam, że nie należy kusić losu.Ja i Wieszniakow zbieraliśmy okruchy faktów, z których wyłaniałsię ponury obraz.Ciągle nie mogłam uwierzyć, że Dziadek, jakikol-wiek by był, jest zdolny do takich rozgrywek.A trzeciego dnia wszystko poleciało w diabły.O jedenastej zadzwonił do mnie Lalin.- Mała, gosposia Ignatowa opuściła mieszkanie matki z walizką iszaleństwem w oczach.Pojechała taksówką na dworzec kolejowy ikupiła bilet do Moskwy.- Psiakrew! - zaklęłam.- Właśnie.Godzinę temu Ragina miała gościa.Zgadnij, kto tobył?- A skąd mogę wiedzieć?- Otóż był u niej mój następca - Aarionow, szef ochrony twojegoukochanego Dziadka.%7łeby było śmieszniej, zjawił się pod postaciąhydraulika, nawet wódki chlapnął dla większej wiarygodności, wkażdym razie jechało od niego jak od prawdziwego hydraulika.Myśli plątały mi się w głowie, złapałam Saszkę na ręce i zaczęłamkrążyć po mieszkaniu jak błędna.- Oleg, jak myślisz, co się dzieje?- Prowokują ją - oświadczył Lalin.- Jak widzisz, udało im się.Kobiecie puściły nerwy i teraz już wiedzą, że ona coś wie.Stała sięidealnym celem.Odwołuję moich chłopaków.- Zaczekaj!- Nie.Obserwacja to jedno, ale wystawianie ludzi na kule tozupełnie co innego.Koniec - oznajmił surowo i wyłączył się. Zadzwoniłam do Wieszniakowa.- Co tu ma do rzeczy Aarionow? - spytał żałośnie po wysłuchaniumoich rewelacji.- Po co do niej poleciał? I czemu ona tak spaniko-wała?- Ją o to zapytaj.Rozumiałam stan Wieszniakowa, sama miałam mętlik w głowie.- Myśl, co robić.- Co robić, co robić! - oburzył się.- Jechać na dworzec! Pociągdo Moskwy odchodzi za pół godziny, może zdążymy.- A co dalej?- Nie wiem, cholera, co dalej.- Teraz Artiom był już wściekły.-Najpierw jedzmy na dworzec.Zaklęłam i poleciałam do garażu.Zdążyłam wyjechać na prospekt,gdy zadzwoniła komórka.- Olgo Siergiejewna.- Głos Niny Michajłownej brzmiał tak,jakby właśnie wbiegła na jakąś górę.- Gdzie pani jest? - spytałam szybko.- Ja.ja chcę wyjechać.Do Moskwy.Nikogo nie mam, a mamajest chora.O mój Boże, co ja mam robić?- Proszę się uspokoić.Niech pani idzie do restauracji, siądzieprzy stoliku i coś zamówi.Będę za dwadzieścia minut.Może do panipodejść mężczyzna - opisałam Wieszniakowa.- Ma telefon, niech domnie zadzwoni.Wybrałam numer Artioma.- Właśnie dzwoniła, czeka w restauracji.Powinna czekać - po-prawiłam się.- Jasne.W restauracji wszystkie stoliki były zajęte; rozejrzałam się szybko,Wieszniakow i Nina Ragina siedzieli w środkowym rzędzie, Wiesz-niakow uśmiechał się i trzymał jej rękę w swojej dłoni.Nina miałatrzydzieści lat, ale teraz dałabym jej nawet czterdzieści: ziemistatwarz, zaszczuty wzrok, drżące dłonie.Gdy podeszłam do stołu,oblizała wargi i powiedziała:- Dzień dobry. - Dzień dobry - przywitałam się, siadając obok niej.- Nino Michajłowna, co się stało?- Dzisiaj?- Dzisiaj też.Zacznijmy od początku, od zabójstwa Ignatowa.Patrzyła na mnie długo, potem spojrzała na Wieszniakowa.Artiomuścisnął jej rękę i kobieta skinęła głową.- Dobrze.Moja mama zachorowała i poprosiłam Lilę, to znaczypanią, o wolny dzień.Nie była zadowolona, wprawdzie nie dała tegopo sobie poznać, ale ja zrozumiałam i dlatego poprzedniego wieczoruzostałam do pózna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •