[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Racja.Cortez podszedł do komody, otworzył szufladę i wyjął czystą czarną koszulkę.Podał ją Phoebe.- Muszę jeszcze popracować, więc połóż się przy Josephie i zaśnij.- Budzik nastawiony? - zapytała, a Cortez kiwnął głową.- Dopilnuję, żebyś rano wstała na czas.- Dzięki.131 Poszła do łazienki i wzięła prysznic.Wysuszyła włosy suszarką, którą znalazła wszafce.Czyściutka i pachnąca włożyła T-shirt tak obszerny, że bardziej przypominałsukienkę niż bluzkę.Roześmiała się pozbierała swoje rzeczy i wróciła do pokoju.Cortez siedział przed komputerem.Spojrzała na mego tęsknie, zanim wyciągnęłasię obok Josepha.Otuliła kołdrą siebie i chłopca, który natychmiast przytulił się do niej.Regularny dziecięcy oddech pomógł jej odprężyć się, kiedy zamknęła oczy.Obudziła się nad ranem.Joseph spał na brzuszku przy brzegu łóżka.Cortezsiedział na posłaniu, spoglądając na nią w półmroku.Przetoczyła się na plecy i patrzyła na niego sennym wzrokiem.- Co się stało?- Był kolejny napad - powiedział cicho.- Zajrzę do Tiny.Powiem jej, żeby tuprzyszła i została z tobą.- Kto został napadnięty?  zapytała.- Jeszcze nie wiem.Coś się wydarzyło na budowie Bennetta.- Pochylił się iłagodnym ruchem pogłaskał ją po włosach.- Zadzwoń do Drake'a i poproś, żeby cięzawiózł do pracy.Przyrzeknij mi, że nie będziesz się włóczyć sama.- Dobrze - obiecała.Podniosła rękę i pogłaskała go po policzku.Aadnie pachniał.Czarna koszulka była identyczna z tą, którą miała na sobie.- Uważaj - dodała szeptem.Westchnął głęboko, pochylił się i pocałował ją.Usiadła i przytuliła się ufnie.Objęłago ramionami za szyję, zachęcając do śmielszej pieszczoty.Trochę mu było żal, że nie będzie jej pierwszym mężczyzną.Zawiódł ją, więcprzespała się z innym.Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.Ich pierwszyraz nie będzie dla niej przykry i bolesny.Wsunął ręce pod jej T-shirt i ściągnął go przez głowę.Szybko pozbył się swojego.Nagi do pasa pocałował ją namiętnie.Wkrótce znów tulili się do siebie.Nagie piersidotknęły obnażonego torsu.Cortezowi kręciło się w głowie.- Jeremiasz! - krzyknęła słabym głosem Phoebe, oszołomiona nowymdoznaniem.132 Silne ręce o smukłych palcach głaskały jej plecy.Wtuleni w siebie, całowali się doutraty tchu.- Cudowne uczucie.Uwielbiam cię dotykać - wyznał z ustami przy chętnychwargach.Wiedziała, że się rumieni, ale nie dbała o to.| W półmroku i tak nie było towidoczne.Gdy objął dłonią jej piersi i dotknął sutków, wstrzymała oddech.Uniósł głowę ipopchnął Phoebe na łóżko, układając jej ramiona za głową.Przytrzymał nadgarstki ipatrzył na obnażony biust.Phoebe drżała z podniecenia.To była przełomowa chwila.Wszystko mogło sięteraz zdarzyć.Poruszyła się niecierpliwie, w oczekiwaniu na kolejne doznania.Jeremiasz spojrzał na jej biodra i bladoróżowe majteczki.Podziwiał długie,zgrabne nogi.Głośno wciągnął powietrze.- Nie masz pojęcia, jak bardzo mnie kusi, żeby cię rozebrać, a potem wziąć tu iteraz.Phoebe westchnęła spazmatycznie.Nagle przyszło opamiętanie.- A Joseph? - zawołała.Jeremiasz zerknął na śpiące dziecko i mocno zacisnął wargi.Z trudem łapiącpowietrze, obserwował śpiącego synka.Po chwili wrócił do podziwiania ślicznego ciałaPhoebe.Puścił jej nadgarstki i z butną miną śmiało dotknął piersi, jakby chciał dać dozrozumienia, że ma do tego pełne prawo.Uniosła się, spragniona pieszczoty.- Nie jesteś w tych sprawach nowicjuszką.Ja też wiem to i owo.Możemy siękochać, prawda? Ale nie dziś - dodał z jawnym żalem.- Już wkrótce, Phoebe.Jesteśmoja.od stóp do głów.Cała moja, aż po te śliczne włosy.Sprawię, że będzieszkrzyczeć z rozkoszy.Szukając ulgi, podrapiesz mi całe plecy.Będzie cudownie.Phoebe dygotała jak w febrze.Skąd mu przyszło do głowy, że nie jestnowicjuszką? Przecież nikomu się dotąd nie oddała.Najwyrazniej nie był tego świadomy,wolała jednak nie wyprowadzać go z błędu.Każdym słowem rozpalał ją coraz bardziej.133 Najchętniej rozebrałaby się do naga i przyciągnęła go do siebie, żeby poczuć, jak bardzojej pragnie, i chłonąć jego pocałunki.Jeremiasz pochylił się i z niezwykłą czułością całował małe piersi.Uśmiechnął siętriumfalnie, gdy z jej ust wyrwał się cichy jęk.- Jesteś piękna, Phoebe - szepnął, unosząc głowę.- Wierz mi, nim zakończęśledztwo, będziesz spać w moich ramionach.134 ROZDZIAA DZIEWITYCortez spotkał się ze swoją ekipą na budowie Bennetta.W jego biurze znalezionomężczyznę pobitego do nieprzytomności.Był to brygadzista Walks Far.Ubranie miałpokryte drobnym pyłem.Zanim sanitariusze zabrali go do karetki, technicy z FBIostrożnie zdjęli mu koszulę i buty.Wrzucili je do papierowych toreb, żeby jak najszybciejwysłać do laboratorium.Gdy przywieziono ofiarę do szpitala, lekarze z izby przyjęćuznali, że jest w stanie krytycznym i natychmiast podjęli akcję ratunkową.O staniepacjenta powiadomiono oczywiście ekipę dochodzeniową.- Gliniarze z rutynowego patrolu spostrzegli w środku nocy zapalone światło -składała raport Alice Jones.Wskazała policjanta w dżinsach.- Pobieżne oględzinywskazują, że ofiarę napadnięto w innym miejscu - dodała pewnym siebie tonem ispojrzała na Corteza.- Jak myślisz, co się stało? - zachęcił ją do stawiania kolejnych hipotez.Alice westchnęła głęboko i zmrużyła oczy.- Moim zdaniem ofiarę uderzono kawałkiem skały.Na to wskazują obrażeniagłowy i kształt rany.- A kurz na butach i ubraniu? Widziałem też mokre plamy.- Zamyślony Cortezprzymknął powieki.Alice sięgnęła po torbę ze zmiętym ubraniem i powąchała je.- Ziemia i powietrze są teraz suche.To chyba nie to - mruknęła do siebie.-Ubranie zalatuje stęchlizną.Facet kopał dół albo zszedł pod ziemię.Ma wilgotne buty -dodała - a we włosach pajęczynę.- Przypomniała sobie plamy zaschniętej krwi nagłowie.- Według mnie był w jaskini i na pewno w pobliżu wody.Serce Corteza uderzyło mocniej.Zerwał się na równe nogi.- Jadę w teren - powiedział do Alice.Pożyczył latarkę od jednego z trzechmiejscowych policjantów.Obrzucił ich badawczym spojrzeniem.Wszyscy byli od niegosporo młodsi.- Potrzebuję wsparcia.135 - Jadę z panem - powiedział wysoki blondyn w dżinsach, który pożyczył mulatarkę.Tej nocy nie był na służbie, ale towarzyszył kolegom z patrolu.- Dawes, wezmęod ciebie latarkę- zwrócił się do jednego z nich.-Proszę - odparł Dawes.- W radiowozie mam zapasową.-Wkrótce wrócimy.Dawes, podaj mi swój numer.- Cortez wiedział, że wszyscymiejscowi funkcjonariusze dostali ostatnio służbowe komórki, bo ich radiotelefony byłyjuż mocno wysłużone.Dawes wyjął z kieszeni bloczek mandatowy i zapisał na czystym druku szeregcyfr!- Będę dzwonić co kwadrans.Gdybym się nie odezwał, przyjedzcie po nas -polecił Cortez z ponurą miną.Skinął na ochotnika, który miał mu towarzyszyć, i ruszył wstronę jaskiń przylegających do placu budowy.- Proszę uważać.Kręcą się tutaj niedzwiedzie - ostrzegł Dawes [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •