[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zato kolano Bena wygięło się, chrupnęło nieprzyjemnie i zakłuło tępym, dotkliwym bólem.Wnastępnej chwili łokieć Taalona trafił Jedi w skroń z tak straszliwą siłą, że gdyby Ben nie użyłMocy, by wywinąć młynka, walka skończyłaby się właśnie wtedy.Młody Jedi wciąż toczył się po ziemi, gdy zauważył, że Taalon zamachnął się swoimkarmazynowym ostrzem w jego stronę.Zasłonił się własnym mieczem świetlnym tylko po to, bypoczuć, jak niewidzialna dłoń Mocy odsuwa jego rękę na bok, umożliwiając Arcylordowi czystecięcie.- Zaczekajcie! - Głos Vestary zabrzmiał na dziedzińcu jak wybuch detonatora termicznego.-To oszustwo!Ben zawisł do góry nogami, a Arcylord skorzystał z tego i chwycił jego kostkę miażdżącymuściskiem.Jedi wpatrywał się jak zahipnotyzowany w karmazynowe ostrze, które zatrzymało sięnajwyżej centymetr od jego piersi.Chwilę pózniej Luke i Gavar Khai wybiegli zza stosu.Miecze mieli włączone, ale jeszcze ich nie skrzyżowali.Gdy zobaczyli, jak blisko śmierci jest Ben, obajmężczyzni stanęli jak wryci.Taalon rzucił im krótkie spojrzenie i znów popatrzył na Vestarę.- Wyjaśnij, o co ci chodzi - zażądał.- Zamienili ciała - powiedziała Vestara.- Nie wiem jak, ale to zrobili.Ben odwrócił głowę w kierunku, z którego dochodził głos.Uczennica Sithów stała obokstosu i Mocą utrzymywała nad ziemią zwłoki, o które walczyli.Okrwawiony całun spadł, kiedy jesobie wzajemnie wyrywali i teraz każdy mógł dostrzec, że nie należą one do Abeloth.Nie należały nawet to istoty płci żeńskiej.- To nie jest Abeloth! - mówiła dalej Vestara.Przeniosła zwłoki w stronę Taalona i Benzobaczył sponiewieraną, ale wciąż rozpoznawalną męską twarz.- To Dyon Stadd!ROZDZIAA 5Tysiąc mandaloriańskich zbirów, skupionych przy swoich ślizgaczach desantowychquickstryke, kłębiło się w pełnych zbrojach bitewnych wokół Zwiątyni.Wyglądali na spoconych iznudzonych i najwyrazniej niecierpliwie czekali na początek bitwy.Za nimi stały dwa ciężkieczołgi repulsorowe typu Canderous i dywizjon nieporęcznych myśliwców bombardującychvyrhawk, a tuzin snajperskich lunetek przebłyskiwał wśród roślin Ogrodu Spacerowego po drugiejstronie placu.Han Solo zaczynał wierzyć, że Daala na serio chce przejąć kontrolę nad ZakonemJedi - a może także naprawdę uważa, że użycie siły wojskowej wystarczy, by nagiąć Jedi do jejwoli.Gdy się nad tym zastanawiał, QuickStrycke uruchomiły silniki repulsorowe, uniosły się nadziemię i wciągnęły podwozia.Mandalorianie stanęli w szyku, kierując broń w stronę Zwiątyni.Vyrhawki wzniosły się na tyle wysoko, by móc atakować lotem koszącym, a ich krótkie skrzydła iokrągłe dzioby zabłysły czerwonymi planikami ładujących się działek.Ta nagła zmiana wywołałazwiększoną aktywność mediów: prezenterzy rzucili się do swoich improwizowanych stanowisknadawczych, a automatyczne kamery zaroiły się nad ziemią niczyją między Zwiątynią Jedi amandaloriańskimi liniami.Kilka sekund pózniej pojawiła się ciemna wstęga pojazdów repulsorowych SłużbyBezpieczeństwa Galaktycznego Sojuszu.Nadlatujące od strony Centrum Rządowego jednostki byłyto głównie speedery, pojazdy opancerzone i upakowane działkami ślizgacze.Dwa duże pojazdymedyczne i repulsorowa limuzyna z symbolem przywódcy Galaktycznego Sojuszu leciały pośrodkucałej procesji.- To musi być Daala - zawyrokował Han i odwrócił się od iluminatora, by spojrzeć naniewielką grupkę Jedi stojących w imponującym holu Zwiątyni.- Chyba zaraz się zacznie.- Naresszcie - zasyczała Saba Sebatyne.Barabelka podeszła do iluminatora i ponurozagapiła się na nadlatujące pojazdy, wysuwając cienki język spomiędzy guzkowatych warg.- Skądwiedziałeśś, że prezydent Daala przybędzie osobiśście?- To proste.- Han już miał klepnąć Mistrzynię Jedi w ramię, ale przypomniał sobie, jakBarabelowie reagują na dotyk, i szybko opuścił dłoń.- Daala jest żądna władzy.- Han! - przerwała mu Leia, wskazując głową na stojącą u jej boku Allanę.- Admirał Daalajest prezydentem państwa.Wyrażaj się o niej.stosownie.-.żądna władzy jak każdy polityk.- Han spojrzał na Allanę, mrugnął i dokończył: - a żądniwładzy politycy uwielbiają napawać się swoimi zwycięstwami.Tego by sobie nie odpuściła.- Celne spostrzeżenie, kapitanie Solo - powiedział Kenth Hamner, podchodząc bliżej.Zatrzymał się na samej krawędzi strefy osobistej Hana, godny i poważny, jak zwykle w ostatnimczasie.W jego głębszym niż zazwyczaj głosie pojawiła się nuta wyrzutu.- Martwi mnie jednakpański ton.Jeżeli wasz plan zadziała.- Już działa - przerwała Allana.Zmarszczyła butnie wąskie brwi, a jej jasnoszare oczypłonęły tą samą frustracją, którą bez wątpienia czuła w otaczającej ją aurze Mocy.- Inaczej Daali wcale by tu nie było.Wiesz to równie dobrze jak wszyscy, Mistrzu!Hamner zacisnął usta i zwrócił się do Hana:- Nie próbuję się z panem kłócić, kapitanie Solo.Po prostu wolałbym, żeby nie był pantaki.zadowolony z siebie.Za plecami Hamnera Allana skrzywiła się i na pewno spróbowałaby mu znów przerwać,gdyby Leia nie położyła jej uspokajająco dłoni na ramieniu.Han przygryzł wargę i powstrzymałuśmiech, żeby nie pogorszyć sytuacji.Sam nalegał na obecność wnuczki, bo chciał ją nauczyć graćasem z rękawa, gdy przeciwnik zdobył już większość puli, ale wyglądało na to, że dzisiejsza lekcjabędzie raczej dotyczyć polityki wewnętrznej.A także udowodni, że nawet Wielcy Mistrzowie Jedipotrafią być nerfomózgami.Hamner chyba wyczuł, jakimi drogami wędrują myśli Hana, i przesunął się, stając międzySolo a jego wnuczką.- Proszę pamiętać, że naszym celem nie jest ośmieszenie prezydent Daali - powiedział.-Chcemy raczej przekonać ją, by przerwała oblężenie.- Chyba zmusić - poprawiła go Octa Ramis.Ta smukła Mistrzyni Jedi, jakieś dziesięć latstarsza od Jainy Solo, była niemal tak wysoka jak Han i niekiedy okazywała równie krnąbrnycharakter.- Nie łudzmy się, Wielki Mistrzu.Jeżeli to nie zadziała, Rada z pewnością poszukainnych środków.- Oczywiście.- Hamner skinął głową.Nie potrzeba było Mocy, by wykryć gorycz w jegogłosie.Nawet Mistrzowie nie próbowali już dłużej ukrywać swojego zdenerwowania jego zbytostrożnym przywództwem.- Chciałem tylko przypomnieć kapitanowi Solo, że naszym celem jestzakończenie tego kryzysu, a nie zaostrzenie go.- Bez obaw.- Han odpiął pas z kaburą, owinął go wokół swojego starego DL-44 i oddałcałość Leii.- Nie zwykłem śmiać się nikomu w twarz, póki nie skończę z nim interesów.Hamner zamknął oczy, westchnął ciężko i odwrócił się do Kyle a Katarna.- Może powinniśmy wysłać kogoś innego - zasugerował.Katarn pogładził krótko przystrzyżoną brodę, porastającą jego kanciastą szczękę.- Dlaczego? - zapytał.- Dlatego, że kapitan Solo nie jest Jedi - odparł spokojnie Hamner.- I dlatego, że brak mu.cierpliwości koniecznej do układów z Daalą.- Okazaliśmy Daali już zbyt wiele cierpliwości - wtrącił się Kyp Durron [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •