[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pięciokolorowe rysunki na krawędzi placu Spotkań były sta-re, ale wciąż wyrazne.Gdyby przyjrzał im się dokładnie, zapewnezrozumiałby, co przedstawiają te uproszczone symbole.Jednak w jego stronę zmierzały już kobiety z Miasta i Timuznał, że powinien ruszać w dalszą drogę.14 Puszka ze speklamiPomyśl o nas jako o kapłanach ewolucji.Przysłowie karawanDoszedł do drogi, którą zjeżdżały do wioski karawany, nim odwa-żył się obejrzeć za siebie.Chyba nie zamierzają ścigać go w nocy.?Było już zbyt ciemno, by mógł się o tym przekonać.Umierał z pragnienia.Szedł drogą karawany, aż do Spektry.Ukrył się w gęstwiniekrzaków i poczekał, aż znikną ostatnie promienie słońca.Dopierowtedy podczołgał się do rzeki i zaspokoił pragnienie.Potem ruszył dalej.Obudził się w kryjówce, między krzakami, poniżej Drogi, poniewłaściwej stronie Spektry.Czuł ogromną radość.Był wolny!Każdy mógł prześcignąć karawanę.Obserwował z dala, jak budzi się Miasto w Zatoce.Widział ło-dzie wypływające na pełne morze.Każda biała plamka na wodziemogła oznaczać głowę Wydraka.Sam się temu dziwił, ale miałogromną ochotę zejść do morza.Czy popełnił błąd, uciekając? Tak bardzo chciał wypytać je0 różne rzeczy.Wszystkie te porzucone skorupy! Rybacy musieliutrzymywać bliskie kontakty z Wydrakami.Dlaczego kupcy pozwalali mieszkańcom Miasta w Zatoce oglą-dać towary w przeddzień zakupów? Nie robili tego nigdzie indzie!wzdłuż Drogi, z wyjątkiem Miasta na Krańcu.Czy Wydraki mówi-ły tutejszym rybakom, czego potrzebują?W jaki sposób?Cała ta podróż przynosiła tylko nowe pytania.Nie widział żadnego przejścia przez Spektrę.Most leżał zbytblisko Miasta w Zatoce.Mieszkańcy miasteczka wiedzieli, żeukradł łódz.Wiedzieli, że przybił do plaży, na której nie powi-nien się znalezć.Cień gór wycofywał się już z miasta i za chwilępierwsze promienie słońca miały paść na miejsce, w którym sięukrywał.Płaska Droga nie kryła niczego i niczemu nie pozwalała żyćna swej powierzchni.Gdyby spróbował polować na stworzenia żyjące w krzakach,rybacy dojrzeliby ruch na wzgórzu.Nie ośmielił się nawet sięgnąćw górę, do sidłokrzewu.Na szczęście zbocza powyżej Drogi obfitowały w ziemską ro-ślinność, z której nikt nie korzystał od czasu, kiedy przeleciał tę-dy Cavorite".Tim wpełzł między drzewka i krzewy jak wąż, a po-tem objadał się owocami i jagodami.Zebrał trochę fasoli, kilka ro-dzajów orzechów i kilka warzyw.Fasolę włożył do butelki z wodą,by napęczniała.Po zmierzchu gotował nad ogniskiem, które rozpalił w głębo-kim dołku, kryjącym całkowicie blask płomieni.Potem wspinał się w ciemności, aż dotarł do warstwy nagiejskały.Rankiem Spektra była już tylko zbieraniną kilkuset drobnychstrumyków.Przejście na drugą stronę nie stanowiło żadnego pro-blemu.Teraz w pobliżu nie było już nikogo, kto mógłby go śledzić.Nikt nie mieszkał na tym długim odcinku pomiędzy Miastem w Za-toce i destylarnią.Tim wędrował przez cały czas górą, trzymającsię linii oddzielającej ziemską roślinność od nagich skał.Rosły tutaj drzewa owocowe i zboża, a od czasu do czasu na-trafiał też na sidłokrzew z jakąś ofiarą w wnętrzu.Nadgniły ptakstanowił doskonałą przynętę na suma.Nie polował, ktoś mógłbyusłyszeć huk wystrzału.Obchodził z daleka dzikie świnie, którenapotykał od czasu do czasu.Raz dzgnął nożem nieostrożnego kró-lika.Potem nie potrafił już tego powtórzyć.Podróżował już kiedyś w ten sposób.Od czasu do czasu obserwował Drogę, wypatrując na niej po-ścigu.Kupcy musieli znać rowery, a przed nimi Tim nie zdołałbyuciec.Musiał być ostrożny.Ale nikt go nie ścigał.Po dziesięciu dniach dotarł do połowydrogi prowadzącej do domu.Widział ptaki większe od ludzi.Nigdy nie latały, ale potrafiłybiec szybko jak wiatr.Strusie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Pięciokolorowe rysunki na krawędzi placu Spotkań były sta-re, ale wciąż wyrazne.Gdyby przyjrzał im się dokładnie, zapewnezrozumiałby, co przedstawiają te uproszczone symbole.Jednak w jego stronę zmierzały już kobiety z Miasta i Timuznał, że powinien ruszać w dalszą drogę.14 Puszka ze speklamiPomyśl o nas jako o kapłanach ewolucji.Przysłowie karawanDoszedł do drogi, którą zjeżdżały do wioski karawany, nim odwa-żył się obejrzeć za siebie.Chyba nie zamierzają ścigać go w nocy.?Było już zbyt ciemno, by mógł się o tym przekonać.Umierał z pragnienia.Szedł drogą karawany, aż do Spektry.Ukrył się w gęstwiniekrzaków i poczekał, aż znikną ostatnie promienie słońca.Dopierowtedy podczołgał się do rzeki i zaspokoił pragnienie.Potem ruszył dalej.Obudził się w kryjówce, między krzakami, poniżej Drogi, poniewłaściwej stronie Spektry.Czuł ogromną radość.Był wolny!Każdy mógł prześcignąć karawanę.Obserwował z dala, jak budzi się Miasto w Zatoce.Widział ło-dzie wypływające na pełne morze.Każda biała plamka na wodziemogła oznaczać głowę Wydraka.Sam się temu dziwił, ale miałogromną ochotę zejść do morza.Czy popełnił błąd, uciekając? Tak bardzo chciał wypytać je0 różne rzeczy.Wszystkie te porzucone skorupy! Rybacy musieliutrzymywać bliskie kontakty z Wydrakami.Dlaczego kupcy pozwalali mieszkańcom Miasta w Zatoce oglą-dać towary w przeddzień zakupów? Nie robili tego nigdzie indzie!wzdłuż Drogi, z wyjątkiem Miasta na Krańcu.Czy Wydraki mówi-ły tutejszym rybakom, czego potrzebują?W jaki sposób?Cała ta podróż przynosiła tylko nowe pytania.Nie widział żadnego przejścia przez Spektrę.Most leżał zbytblisko Miasta w Zatoce.Mieszkańcy miasteczka wiedzieli, żeukradł łódz.Wiedzieli, że przybił do plaży, na której nie powi-nien się znalezć.Cień gór wycofywał się już z miasta i za chwilępierwsze promienie słońca miały paść na miejsce, w którym sięukrywał.Płaska Droga nie kryła niczego i niczemu nie pozwalała żyćna swej powierzchni.Gdyby spróbował polować na stworzenia żyjące w krzakach,rybacy dojrzeliby ruch na wzgórzu.Nie ośmielił się nawet sięgnąćw górę, do sidłokrzewu.Na szczęście zbocza powyżej Drogi obfitowały w ziemską ro-ślinność, z której nikt nie korzystał od czasu, kiedy przeleciał tę-dy Cavorite".Tim wpełzł między drzewka i krzewy jak wąż, a po-tem objadał się owocami i jagodami.Zebrał trochę fasoli, kilka ro-dzajów orzechów i kilka warzyw.Fasolę włożył do butelki z wodą,by napęczniała.Po zmierzchu gotował nad ogniskiem, które rozpalił w głębo-kim dołku, kryjącym całkowicie blask płomieni.Potem wspinał się w ciemności, aż dotarł do warstwy nagiejskały.Rankiem Spektra była już tylko zbieraniną kilkuset drobnychstrumyków.Przejście na drugą stronę nie stanowiło żadnego pro-blemu.Teraz w pobliżu nie było już nikogo, kto mógłby go śledzić.Nikt nie mieszkał na tym długim odcinku pomiędzy Miastem w Za-toce i destylarnią.Tim wędrował przez cały czas górą, trzymającsię linii oddzielającej ziemską roślinność od nagich skał.Rosły tutaj drzewa owocowe i zboża, a od czasu do czasu na-trafiał też na sidłokrzew z jakąś ofiarą w wnętrzu.Nadgniły ptakstanowił doskonałą przynętę na suma.Nie polował, ktoś mógłbyusłyszeć huk wystrzału.Obchodził z daleka dzikie świnie, którenapotykał od czasu do czasu.Raz dzgnął nożem nieostrożnego kró-lika.Potem nie potrafił już tego powtórzyć.Podróżował już kiedyś w ten sposób.Od czasu do czasu obserwował Drogę, wypatrując na niej po-ścigu.Kupcy musieli znać rowery, a przed nimi Tim nie zdołałbyuciec.Musiał być ostrożny.Ale nikt go nie ścigał.Po dziesięciu dniach dotarł do połowydrogi prowadzącej do domu.Widział ptaki większe od ludzi.Nigdy nie latały, ale potrafiłybiec szybko jak wiatr.Strusie [ Pobierz całość w formacie PDF ]