[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W oddali usłyszeli syreny, a w oknie pojawiła siękolejna twarz, czerwona i spocona, należąca do tęgiegofaceta w czapce z daszkiem.- Miałem koc w ciężarówce - oznajmił,zabezpieczając nim ostre brzegi wybitej szyby.Lorna podziękowała mu wylewnie, a Dante pomógł jejprzekręcić się na siedzeniu.Kierowca ciężarówki chwyciłLornę pod pachy i wyciągnął ją przez dziurę po oknie,zanim jeszcze zebrała się w sobie, by o własnych siłachwydostać się z wraku.Widok auta odebrał jej głos.Elegancki jaguar zamienił się w kupę złomu.Zarzuciło ich tak, że wrak stał tyłem do kierunkujazdy, maska została zmiażdżona o betonową ścianę, asiedzenie kierowcy znalazło się na pasie ruchu.Gdybyzaraz po uderzeniu w barierę wpadł na nich z tyłu innysamochód, Dante nie wyszedłby żywy z karambolu.Nierozumiała, jakim cudem inni kierowcy ich ominęli.Ruch otej porze był bardzo duży, auta pędziły szybko.Towyglądało na cud.Spojrzała na zygzak samochodów osobowych,ciężarówek, wozów terenowych, stojących niemal jeden nadrugim, pod różnymi kątami, tak jak je zarzuciłoprzymusowe gwałtowne hamowanie.Na prawym pasie,niemal pięćdziesiąt metrów dalej, zderzyły się trzy pojazdy,176ale kierowcy stali na zewnątrz i oceniali wgniecenia, więcnikt nie zginął.Zrobiło jej się słabo.Dotarło do niej, że na sekundęprzed wypadkiem Dante zrobił gwałtowny skrętkierownicą, posyłając auto w kontrolowany poślizg - dziękitemu jego pasażerka zniknęła z linii strzału, a on samwylądował twarzą w twarz ze strumieniem samochodówpędzących za nimi.Zabije go osobiście.Nie miał prawa tak się dla niej narażać.Nie bylikochankami.Spotkali się dwie doby wcześniej, w bardzoniesprzyjających warunkach, i przez większość czasu byłana niego tak wściekła, że chętnie sama wepchnęłaby gopod pędzące auta.Jak on śmie być bohaterem! Nie chciała tak o nimmyśleć.Nie chciała, by stał się kimś, czyją nieobecność wswoim życiu boleśnie odczuje.Chciała móc odejść w każdejchwili, nie oglądając się za siebie, samowystarczalna izadowolona z życia.Nie chciała o nim rozmyślać.Niechciała o nim marzyć.Jej ojciec o nią nie dbał, jeśli w ogóle o niej wiedział.Nie miała pojęcia, kim był - matka chyba też nie.Matka zpewnością nie dałaby za nią złamanego paznokcia.Więcdlaczego ten.ten obcy ryzykuje własnym życiem, by jąchronić? Nienawidziła go za ten pokaz wielkoduszności, zato, że na zawsze wyrył swój ślad w jej sercu.I co ma z tym zrobić?Poszukała go wzrokiem.Był parę kroków za nią.Gdyby odszedł dalej, odczułaby psychiczne szarpnięcie w177jego kierunku.Jak on to godzi? Za nic nie chce zwolnić jejz mentalnych więzów, ale jest gotów narazić dla niej życie -cymbał.Zazwyczaj zaczesywał włosy do tyłu, teraz kosmykispadały mu na twarz.Cieniutka strużka krwi spływała polewym policzku z małej spuchniętej ranki na kościpoliczkowej.Wokół niej rozlewał się duży siniak.Jego lewaręka nie wyglądała dobrze, skóra między przegubem ałokciem była ciemnoczerwona.Nie przytrzymywał ręki aninie dotykał policzka - nie robił żadnego z tychinstynktownych gestów, którymi ludzie chronią bolącemiejsca.Wydawało się, że nie jest świadom odniesionychran.Wyglądał jak człowiek, który świetnie kontrolujesytuację i samego siebie.Lorna była bardzo zła.Nie powinien się tak narażać.To nie w porządku.I od kiedy niby stał się taki szlachetny?Spojrzał prosto na nią, jakby przywołała go myślami.Wystarczyły dwa susy, by stanął obok.- Jesteś śmiertelnie blada.Musisz usiąść.- Nic mi nie jest - odparła automatycznie.Nagłypowiew powietrza zwiał jej włosy na twarz.Podniosła dłoń,by je odgarnąć.Dwa radiowozy nadjeżdżały z naprzeciwka,wyły syreny alarmowe, musiała podnieść głos, by jąusłyszał.- Nie jestem ranna.- Przeżyłaś szok.- On też podniósł głos.Jednocześnieobserwował wozy patrolowe, które zaparkowały po drugiejstronie betonowej bariery.Wyłączyły już alarm, aleautostradą nadjeżdżały inne służby ratownicze i hałaswzrósł.178- Naprawdę.Czuję się dobrze - upierała się.Wkażdym razie nie odniosła uszczerbku na ciele.Pociągnął ją w kierunku bariery.- Proszę, usiądz.Poczuję się lepiej, jeśli mnieposłuchasz.- To nie ja krwawię - odparowała.Dotknął policzka, jakby teraz przypomniał sobie, żejest rozcięty, albo wcześniej wcale tego nie zauważył.- Więc usiądz ze mną i dotrzymaj mi towarzystwa.Przeszkodzili im policjanci, którzy chcieli ustalićprzebieg wypadku i przywrócić normalny ruch naautostradzie, po usunięciu uszkodzonych pojazdów iodesłaniu rannych do szpitali.Na miejscu zdarzenia byłojuż siedem samochodów służb ratunkowych, licząc strażpożarną i trzy karetki pogotowia.Kierowcy sprawnychsamochodów zjeżdżali na pobocze.Było kilku naocznych świadków.%7ładen z nich niewiedział, co konkretnie wywołało strzelaninę i czy całewydarzenie było wynikiem wojny gangów, ale każdy miałwłasne zdanie na ten temat i trochę inaczej zapamiętałprzebieg wypadków.Wszyscy zgadzali się co do jednego:ludzie z białego dodge'a ostrzelali nissana, a pasażerowienissana odpowiedzieli im kanonadą.- Czy ktoś zauważył numery na tablicyrejestracyjnej chociaż jednego z samochodów? - zapytałpolicjant.Dante spojrzał na Lornę.- Liczby.179Pomyślała o białym dodge'u.W jej głowie pojawiły siętrzy cyfry.- Dodge ma na tablicy numer 873.- Tablicerejestracyjne w Nevadzie to trzy cyfry, po którychnastępują trzy litery.- Zauważyła pani litery? - upewniał się policjant.- Nie, pamiętam tylko liczbę.- To bardzo uprości poszukiwania.A co z nissanem?- Hm.612.Zapisał i odwrócił się, by porozmawiać przez radio.Zadzwoniła komórka Dantego.Wyłowił ją z kieszonkidżinsów i sprawdził numer osoby po drugiej stronie.- Gideon - wyjaśnił i odebrał.- Co słychać? - Przezchwilę słuchał, po czym odpowiedział: - Wszystko siępochrzaniło.- Kolejna pauza.- Pamiętam.Rozmawiali niespełna minutę, gdy Lorna usłyszała:- Rzut oka na przyszłość.- Zaczęła sięzastanawiać, o czym rozmawiają.Dante zaśmiał sięwłaśnie w reakcji na coś, co powiedział jego brat, gdyLorna nagle zadygotała i objęła się ramionami, choćtemperatura sięgała już trzydziestu stopni.Dopadło jąuczucie przejmującego zimna, jakby ktoś ją wrzucił dobasenu wypełnionego lodowatą wodą.Dante dostrzegł jej popłoch i zakończył rozmowę.- Co się dzieje? - spytał cicho, odciągając ją na bok.Nie była w stanie myśleć jasno w tym potwornymchłodzie.- Myślę, że zdeprawowany seryjny morderca idzienaszym tropem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.W oddali usłyszeli syreny, a w oknie pojawiła siękolejna twarz, czerwona i spocona, należąca do tęgiegofaceta w czapce z daszkiem.- Miałem koc w ciężarówce - oznajmił,zabezpieczając nim ostre brzegi wybitej szyby.Lorna podziękowała mu wylewnie, a Dante pomógł jejprzekręcić się na siedzeniu.Kierowca ciężarówki chwyciłLornę pod pachy i wyciągnął ją przez dziurę po oknie,zanim jeszcze zebrała się w sobie, by o własnych siłachwydostać się z wraku.Widok auta odebrał jej głos.Elegancki jaguar zamienił się w kupę złomu.Zarzuciło ich tak, że wrak stał tyłem do kierunkujazdy, maska została zmiażdżona o betonową ścianę, asiedzenie kierowcy znalazło się na pasie ruchu.Gdybyzaraz po uderzeniu w barierę wpadł na nich z tyłu innysamochód, Dante nie wyszedłby żywy z karambolu.Nierozumiała, jakim cudem inni kierowcy ich ominęli.Ruch otej porze był bardzo duży, auta pędziły szybko.Towyglądało na cud.Spojrzała na zygzak samochodów osobowych,ciężarówek, wozów terenowych, stojących niemal jeden nadrugim, pod różnymi kątami, tak jak je zarzuciłoprzymusowe gwałtowne hamowanie.Na prawym pasie,niemal pięćdziesiąt metrów dalej, zderzyły się trzy pojazdy,176ale kierowcy stali na zewnątrz i oceniali wgniecenia, więcnikt nie zginął.Zrobiło jej się słabo.Dotarło do niej, że na sekundęprzed wypadkiem Dante zrobił gwałtowny skrętkierownicą, posyłając auto w kontrolowany poślizg - dziękitemu jego pasażerka zniknęła z linii strzału, a on samwylądował twarzą w twarz ze strumieniem samochodówpędzących za nimi.Zabije go osobiście.Nie miał prawa tak się dla niej narażać.Nie bylikochankami.Spotkali się dwie doby wcześniej, w bardzoniesprzyjających warunkach, i przez większość czasu byłana niego tak wściekła, że chętnie sama wepchnęłaby gopod pędzące auta.Jak on śmie być bohaterem! Nie chciała tak o nimmyśleć.Nie chciała, by stał się kimś, czyją nieobecność wswoim życiu boleśnie odczuje.Chciała móc odejść w każdejchwili, nie oglądając się za siebie, samowystarczalna izadowolona z życia.Nie chciała o nim rozmyślać.Niechciała o nim marzyć.Jej ojciec o nią nie dbał, jeśli w ogóle o niej wiedział.Nie miała pojęcia, kim był - matka chyba też nie.Matka zpewnością nie dałaby za nią złamanego paznokcia.Więcdlaczego ten.ten obcy ryzykuje własnym życiem, by jąchronić? Nienawidziła go za ten pokaz wielkoduszności, zato, że na zawsze wyrył swój ślad w jej sercu.I co ma z tym zrobić?Poszukała go wzrokiem.Był parę kroków za nią.Gdyby odszedł dalej, odczułaby psychiczne szarpnięcie w177jego kierunku.Jak on to godzi? Za nic nie chce zwolnić jejz mentalnych więzów, ale jest gotów narazić dla niej życie -cymbał.Zazwyczaj zaczesywał włosy do tyłu, teraz kosmykispadały mu na twarz.Cieniutka strużka krwi spływała polewym policzku z małej spuchniętej ranki na kościpoliczkowej.Wokół niej rozlewał się duży siniak.Jego lewaręka nie wyglądała dobrze, skóra między przegubem ałokciem była ciemnoczerwona.Nie przytrzymywał ręki aninie dotykał policzka - nie robił żadnego z tychinstynktownych gestów, którymi ludzie chronią bolącemiejsca.Wydawało się, że nie jest świadom odniesionychran.Wyglądał jak człowiek, który świetnie kontrolujesytuację i samego siebie.Lorna była bardzo zła.Nie powinien się tak narażać.To nie w porządku.I od kiedy niby stał się taki szlachetny?Spojrzał prosto na nią, jakby przywołała go myślami.Wystarczyły dwa susy, by stanął obok.- Jesteś śmiertelnie blada.Musisz usiąść.- Nic mi nie jest - odparła automatycznie.Nagłypowiew powietrza zwiał jej włosy na twarz.Podniosła dłoń,by je odgarnąć.Dwa radiowozy nadjeżdżały z naprzeciwka,wyły syreny alarmowe, musiała podnieść głos, by jąusłyszał.- Nie jestem ranna.- Przeżyłaś szok.- On też podniósł głos.Jednocześnieobserwował wozy patrolowe, które zaparkowały po drugiejstronie betonowej bariery.Wyłączyły już alarm, aleautostradą nadjeżdżały inne służby ratownicze i hałaswzrósł.178- Naprawdę.Czuję się dobrze - upierała się.Wkażdym razie nie odniosła uszczerbku na ciele.Pociągnął ją w kierunku bariery.- Proszę, usiądz.Poczuję się lepiej, jeśli mnieposłuchasz.- To nie ja krwawię - odparowała.Dotknął policzka, jakby teraz przypomniał sobie, żejest rozcięty, albo wcześniej wcale tego nie zauważył.- Więc usiądz ze mną i dotrzymaj mi towarzystwa.Przeszkodzili im policjanci, którzy chcieli ustalićprzebieg wypadku i przywrócić normalny ruch naautostradzie, po usunięciu uszkodzonych pojazdów iodesłaniu rannych do szpitali.Na miejscu zdarzenia byłojuż siedem samochodów służb ratunkowych, licząc strażpożarną i trzy karetki pogotowia.Kierowcy sprawnychsamochodów zjeżdżali na pobocze.Było kilku naocznych świadków.%7ładen z nich niewiedział, co konkretnie wywołało strzelaninę i czy całewydarzenie było wynikiem wojny gangów, ale każdy miałwłasne zdanie na ten temat i trochę inaczej zapamiętałprzebieg wypadków.Wszyscy zgadzali się co do jednego:ludzie z białego dodge'a ostrzelali nissana, a pasażerowienissana odpowiedzieli im kanonadą.- Czy ktoś zauważył numery na tablicyrejestracyjnej chociaż jednego z samochodów? - zapytałpolicjant.Dante spojrzał na Lornę.- Liczby.179Pomyślała o białym dodge'u.W jej głowie pojawiły siętrzy cyfry.- Dodge ma na tablicy numer 873.- Tablicerejestracyjne w Nevadzie to trzy cyfry, po którychnastępują trzy litery.- Zauważyła pani litery? - upewniał się policjant.- Nie, pamiętam tylko liczbę.- To bardzo uprości poszukiwania.A co z nissanem?- Hm.612.Zapisał i odwrócił się, by porozmawiać przez radio.Zadzwoniła komórka Dantego.Wyłowił ją z kieszonkidżinsów i sprawdził numer osoby po drugiej stronie.- Gideon - wyjaśnił i odebrał.- Co słychać? - Przezchwilę słuchał, po czym odpowiedział: - Wszystko siępochrzaniło.- Kolejna pauza.- Pamiętam.Rozmawiali niespełna minutę, gdy Lorna usłyszała:- Rzut oka na przyszłość.- Zaczęła sięzastanawiać, o czym rozmawiają.Dante zaśmiał sięwłaśnie w reakcji na coś, co powiedział jego brat, gdyLorna nagle zadygotała i objęła się ramionami, choćtemperatura sięgała już trzydziestu stopni.Dopadło jąuczucie przejmującego zimna, jakby ktoś ją wrzucił dobasenu wypełnionego lodowatą wodą.Dante dostrzegł jej popłoch i zakończył rozmowę.- Co się dzieje? - spytał cicho, odciągając ją na bok.Nie była w stanie myśleć jasno w tym potwornymchłodzie.- Myślę, że zdeprawowany seryjny morderca idzienaszym tropem [ Pobierz całość w formacie PDF ]