[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Próbowała się wyrwać.- To jest wspaniałe.Planowałem, że zadzga ją sztyletem, ale.-Chwyciłją pod kolana i zaniósł ha brzeg występu.- Ale może po prostu strąci ją w Nora Roberts 99przepaść.- Przestań! - Zarzuciła Grayowi ręce na szyję i przylgnęła do niegocałym ciałem.- Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej? Obejmujesz mnie, a sercebije ci mocno.- Idiota.- Przyznaj, że nie myślisz już o swoich kłopotach.- Wolę swoje kłopoty niż twoją zwyrodniałą wyobraznię.Będę trzymałasię od niej z daleka.- Nie, nikt tego nie potrafi.- Przytulił ją mocniej.- O to przecież chodziw książkach, filmach, sztukach teatralnych.Dają nam wytchnienie odrzeczywistości i pozwalają myśleć o kłopotach innych ludzi.- A co dają człowiekowi, który je tworzy?- Dokładnie to samo.- Postawił ją na ziemi i odwrócił w stronę pól.-Zupełnie jak obraz, prawda? - Przyciągnął ją delikatnie, tak że oparła się oniego plecami.- Padał deszcz, kiedy przyszedłem tu po raz pierwszy, iwszystko wydawało mi się takie wyblakłe, jakby kolory puściły i farbaspłynęła z płótna.Westchnęła.Tu znalazła spokój, którego pragnęła.Gray ofiarował go jejw ten swój trochę zwariowany, pokrętny sposób.- Już prawie wiosna - szepnęła.- Ty zawsze pachniesz wiosną.- Pochylił głowę i musnął wargami jejkark.- Smakujesz wiosną.- Robi mi się od tego miękko w nogach.- Więc oprzyj się o mnie.- Odwrócił ją ku sobie i ujął za brodę.-Mięcałowałem cię od wieków.- Wiem.- Zebrała całą odwagę i nie spuściła oczu.- Chciałam, żebyś tozrobił.- O to mi właśnie chodziło.- Dotknął wargami ust Brianny i zadrżał,kiedy jej dłonie powędrowały ku jego twarzy.Oddała mu pocałunek, a jej cichy jęk podniecał jak pieszczota.Przy-ciągnął ją bliżej, pamiętając o tym, że jego dłonie powinny być czułe, wargiłagodne.Cały niepokój, zmęczenie i frustracja zniknęły.Jestem w domu, tylko tajedna myśl kołatała się jej w głowie.Zawsze chciałam być w domu.Z westchnieniem oparła głowę na jego ramieniu.- Nigdy nie czułam nic podobnego.On również.Było to niebezpieczne odkrycie, objawienie, nad którymnależało się zastanowić.- Jest dobrze - szepnął.- Jest w tym coś dobrego. Zrodzona z lodu100- Tak.- Przytuliła policzek do jego twarzy.- Okaż mi cierpliwość, Gray.- Zamierzam to zrobić.Chcę ciebie, Brianno, a kiedy będziesz gotowa.- Przesunął dłońmi w dół jej ramion.Ich palce splotły się ze sobą.-Kiedybędziesz gotowa. Nora Roberts 101ROZDZIAA DZIEWITYGray zastanawiał się często, czy jego niebywały wręcz apetyt nie bierzesię stąd, że dręczy go inny, silniejszy głód.Uznał, że najlepiej podejść dosprawy filozoficznie, urządził więc sobie nocną ucztę, złożoną z maślanegopuddingu Brianny.Wpadł również w nałóg nocnego parzenia herbaty.Nastawił czajnik i ogrzał dzbanek, a następnie nabrał trochę puddingu dosalaterki.Pomyślał, że od czasu, gdy skończył trzynaście lat, nie zdarzyło mu się,aby był tak opętany przez seks.Wtedy przedmiotem jego uczuć była SallyAnnę Howe, jedna z pensjonariuszek Domu Dziecka imienia Simona Brenta.Poczciwa stara Sally Anne, pomyślał Gray, ze swoim bujnym ciałem i chytry-mi oczkami.Była od niego o trzy lata starsza i bardziej niż chętnaprzehandlować swe wdzięki za ukradzionego papierosa czy baton czekolady.W owym czasie uważał, że jest boginią, spełnieniem lubieżnych marzeńnastolatka.Teraz myślał o niej z politowaniem i gniewem, wiedząc, że złetraktowanie i błędy systemu zrobiły z tej ładnej dziewczyny kogoś, kto uważał,że wartość kobiety leży między jej nogami.Znił niejeden pociągający sen o Sally Anne.Szczęście mu dopisało.Udało mu się zwędzić opiekunowi całą paczkę Marlboro.Dwadzieściapapierosów równało się dwudziestu pieprzeniom, przypomniał sobie.A on byłpojętnym uczniem.Upłynęło parę lat i nauczył się jeszcze więcej od swoich rówieśniczek iprofesjonalistek, które uprawiały swój proceder w ciemnych bramachpachnących starym tłuszczem i kwaśnym potem.Miał szesnaście lat, kiedy uciekł z sierocińca i wyruszył w świat w tym,co miał na grzbiecie, i dwudziestoma trzema zwiniętymi dolarami w kieszeni.Pragnął tylko wolności, wolności od reguł, regulaminów i systemu,który pochwycił go w swoje szpony.Znalazł tę wolność, wykorzystał ja.i zanią zapłacił.%7łył i pracował na ulicach bardzo długo, zanim zdobył nazwisko i cel wżyciu.Na swoje szczęście miał talent, który pozwolił mu utrzymać się napowierzchni.Jako dwudziestolatek napisał pierwszą, utrzymaną w podniosłym stylu,trochę smętną powieść autobiograficzną.Nie wzbudziła zachwytu w świeciewydawniczym.Dwa lata pózniej popełnił zgrabny kryminałek.Wydawcy niepadli na kolana, ale cień zainteresowania ze strony zastępcy dyrektorapewnego wydawnictwa sprawił, że Gray zamknął się w tanim pensjonacie iprzez wiele tygodni walił w ręczną maszynę do pisania.Tym razem sprzedał książkę.Za grosze.Ani przedtem, ani potem nicnie zrobiło na nim większego wrażenia. Zrodzona z lodu102Dziesięć lat pózniej prowadził już takie życie, jakie mu przypadło dogustu, i czuł, że dokonał właściwego wyboru.Nalał wody do dzbanka i włożył łychę puddingu do ust.Dostrzegłcienką smugę światła sączącą się spod drzwi pokoju Brianny i uśmiechnął się.Ją również wybrał.Aby ukryć swe prawdziwe zamiary, ustawił na tacy dzbanek z dwiemafiliżankami i zapukał do drzwi.- Proszę.Siedziała przy biureczku, schludna niby zakonnica w swojej flanelowejkoszuli nocnej i kapciach.Włosy splecione w luzny warkocz spoczywały na jejramieniu.Gray przełknął ślinkę, która napłynęła mu do ust.- Zobaczyłem światło.Napijesz się herbaty?- Z przyjemnością.Miałam trochę papierkowej roboty.Pies wygramoliłsię spod biurka i otarł o nogi Graya.- Ja też.- Odstawił tacę i pogłaskał Cona.- Morderstwo sprawia, żegłodnieję.- Zabiłeś dzisiaj kogoś, prawda?- Brutalnie.- Powiedział to z takim namaszczeniem, że musiała sięroześmiać.- Może to sprawia, że jesteś taki zrównoważony - zastanowiła się.-Wszystkie te papierowe morderstwa oczyszczają twój organizm.Czy.-urwała, po czym wzruszyła ramionami.- No dalej, pytaj.Rzadko zadajesz pytania, dotyczące mojej pracy.- Przypuszczam, że inni robią to w nadmiarze.- Owszem.- Rozsiadł się wygodnie.- Tobie wolno.- Zastanawiam się, czy wprowadziłeś kiedyś do książki bohatera,którego znasz, po czym go zamordowałeś.- Był taki jeden nadęty francuski kelner z Dijon.Udusiłem go.- O! - Potarła dłonią szyję.- Jakie to uczucie?- Dla niego czy dla mnie?- Dla ciebie.- Satysfakcjonujące.- Nabrał łyżkę puddingu.- Chcesz, żebym kogośdla ciebie zabił, Brie? Służę.- Nie w tej chwili, dziękuję.- Poruszyła się, i parę kartek sfrunęło zbiurka na podłogę.- Potrzebna ci maszyna do pisania - zauważył Gray, zbierając papiery.-Albo, jeszcze lepiej, komputer.To oszczędza masę czasu przy pisaniu listów.- Nie wtedy, gdy trzeba szukać każdego klawisza.- Uniosła z rozba-wieniem brwi, widząc, że czyta jej korespondencję. Nora Roberts 103- Nie znajdziesz tam niczego interesującego.- Hm? O, przepraszam! Co to za Triquater Mining?- Och, to tylko przedsiębiorstwo, w które zainwestował tata.Znalazłamświadectwo udziałowe w jego papierach na strychu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •