X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z westchnieniem opadła na ławeczkę, niezdolna do decyzji, copowinna zrobić i czego by chciała, skoro nie spotkała się z tym, zakogo wziął mnie jej gondolier.Wydało mi się obecnie pewne, żeprzeżyję jakąś przygodę, postanowiłem więc nie pozwolić na to, abymnie ominęła. Madame  odezwałem się  ma pani jakiś kłopot, cierpi pani.Niechże pani pozwoli, abym ja był tym, który panią pocieszy.Sam losnas zetknął, jakaś wyższa wola, która oczy gondoliera pani skierowaławłaśnie na mnie.Niech pani pozwoli, abym pozostał w gondoli, gdziepragnę uklęknąć u pani stóp. Lecz ona tylko odwróciła głowę. Któż to wie, madame, czy ten, z którym pomylił mnie panigondolier, nie jest zgoła niewierny.Wydała cichy okrzyk.Co do mnie, mówiłem dalej, zalewałem jąpaplaniną, że teraz jest moim obowiązkiem człowieka honoru stanąćprzy jej boku, kiedy została tak niegodziwie porzucona, i tak dalej.W gruncie rzeczy plotłem ciągle to samo, powtarzając się w coraz tonowych ubożuchnych upiększeniach.Nic to,- rzecz zrozumiała, nie pomogło.Kiedy wycżerpany szukałem w głowie dalszychwymownych frazesów, zapytała tylko: Dlaczego mnie pan tak dręczy, dlaczego pan nie wysiądzie?Wówczas niespodziewanie wymknęła mi się prawda: Bo nie mogę uwierzyć, że ma mi zostać odmówione poznaniepani, skoro raz już doszło do tego, że wkroczyłem w pani życie.Jeślimi się to nia tida, stracę spokój, tak jak pani.Nosi pani w sobietajemnicę, nad odgadnięciem której męczyć się będę przez całeżycie. Zaniedbał pan jednak  promyk wesołości, która zapewne wnormalnych warunkach była istotną jej cechą, za- igrał na jej twarzy sam również otoczyć się tajemniczością, być może wtedy mnietakże ogarnęłoby zaciekawienie.Mnie, o tym mogę pana zapewnić,nic nie otacza.To ostatnie było wyraznie podyktowane kokieterią. W takim razie może pani podać swoje nazwisko. Nie  teraz nawet uśmiechnęła się z lekka  czyżby w Wenecjibyło rzeczą tak rzadką, że kobieta woli pozo* stać nie rozpoznana?Niech pan założy, że może jestem żoną, no, prokuratora Republiki imoże właśnie jadę na spotkanie z kochankiem. Nie jest pani Wenecjanką  odparłem. Prokurator Republiki mógłby mieć neapolitańską małżonkę. A więc rzeczywiście jest pani Neapolitanką?Roześmiała się.W tej samej chwili gondola przybiła do brzegu, anieznajomą ogarnęło takie przygnębienie, jak na początku. O, ja nieszczęsna  powiedziała  jesteśmy na miejscu.To jajestem na miejscu  poprawiła się. Nie pozostaje panu obecnie nicinnego, jak wysiąść.  Moglibyśmy jeszcze troszeczkę pojezdzić tu i ówdzie, wziąć z sobątrochę słodyczy. O czym pan myśli! Jeśli nie dzisiaj, to może jutro,. Któż to wie, gdzie ja jutro będę.�.Wyjeżdża pani?Nieznajoma podała mi rękę.Ucałowałem ją w milczeniu, a kiedypodniosłem oczy, zobaczyłem, że płacze. Niech pan jutro o tej samej porze czeka tam, gdzie pana dziś spotkałgondolier  szepnęła do mnie.Spiesznie opuściła gondolę i zniknęław bramie.Pierwszą moją myślą było pójść za nią, ale potem wziąłempod uwagę to, co mi na końcu powiedziała.Chciałem zastosować siędo jej życzenia, że pragnie pozostać sama.Miałem ją przecież jutroznowu zobaczyć, a już co najmniej usłyszeć coś o niej! Wiedziałemjednak, że czas aż do wyznaczonego terminu będzie mi się wlókł takpowoli, jakbym siedział w czyśćcu.O, jakże inaczej powinno się byłowszystko potoczyć, o Stel- lidauro, jakże inaczej.Don Emanuele przerwał opowiadanie.Księżyc ciągle jeszcze niewszedł.Usłyszeliśmy głośne śmiechy z kabiny Alfreda, owegojeszcze nie poznanego. Czy nigdy już pan tej damy nie zobaczył? Ach nie, raczej tak, zobaczyłem ją ponownie, ale przedtemzdarzyło się jeszcze mnóstwo rzeczy.Czyżby pan zapomniał, żemiałem kochankę?A więc nie podążyłem za nieznajomą, lecz pozostałem na ławce wgondoli i zacząłem się zastanawiać.Następnie zapytałem gondoliera,czy znał tę damę. Nie, signor. Czyją własnością jest ta gondola?�Moją, signor. Czy jest to gondola do wynajęcia? Tak, signor. Gdzie cię ta dama wynajęła? Tutaj, signor, i miałem z panem tu przypłynąć z powrotem.Gondolier nie wiedział nic.Kazałem się zawiezć do pałacurodzeństwa Tiepolo.Gdy tam dotarłem, przypomniałem SO* bie, żenie mam pieniędzy, aby zapłacić gondolierowi.Kazałem mu zaczekać i wszedłem do domu.Jako pierwszego spotkałem tegoprzyjemniaczka don Bajamonte [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •