[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dla rolników mieszkających na południe od Heldorów?- Zgadza się.- Ale to jest przecie\ w Jordanie.- To prawda - odparł Jon, jakby niechętnie się do tego przyznawał.- Ale nie padało tamod trzech miesięcy i poło\enie tych ludzi jest rozpaczliwe.- Nie kwestionuję ich sytuacji.Na pewno potrzebne im wsparcie anioła.Czy nie byłobyjednak lepiej, gdybyś ty.gdyby oni odbyli pielgrzymkę do Wietrznej Osady i zwrócili się z tymdo Rafaela?Jon wpatrywał się teraz w szklankę, z której od czasu do czasu popijał.- Och.Tak.Być mo\e.Gabriel czekał na dalszą reakcję.Jon poruszył się nagle.Jego okrągłe ciało przywodziło na myśl pień jakiegoś drzewa.- Prawdę mówiąc, do Rafaela zwracano się ju\ o pomoc.W przeszłości.Gabriel poczuł, jak jego ciało się kurczy, a kości zbiegają się w sobie bez końca.Ogarnęłygo bardzo złe przeczucia.- Czy mógłbyś coś więcej o tym powiedzieć? - zapytał wolno.- W zeszłym roku, ten sam problem.Zimowa susza.Proszono o pomoc archanioła.I dwalata temu.I trzy lata temu.Za ka\dym razem powiadał, \e suszę zaplanował sam Jova, \e Jovaześle deszcz, gdy tak postanowi.I co roku - ciągnął Jon - spadały deszcze.Ale zawsze zbytpózno, \eby ocalić zbiory.Starczało ich na prze\ycie, ale nie było ju\ nic do sprzedania.A cirolnicy \yją z handlu wymiennego.Poza tym rzeka była co roku płytsza i część studni zupełniewyschła.Jeśli w tym roku nie spadnie deszcz, dojdzie do katastrofy.Ci ludzie nie będą mieligdzie mieszkać, zginą.Równie dobrze mogliby wyemigrować do Breven i oddać się tam wniewolę.Gabriel zmarszczył brwi, słysząc aluzję do profesji Jansajów, lecz tak bardzo trapiło gosedno całej sprawy, \e nie skarcił swojego rozmówcy.- Czy Rafael wybrał się w tamte strony, by osobiście ocenić skalę zagro\eń?- Nie.- A powiedział ci, \e.- Nie mnie to powiedział - poprawił anioła Jon.- Powiedział to suplikantom z rolniczychosad, którzy trzy razy prosili go o wstawiennictwo u Jovy.- A co ty masz z nimi wspólnego?Jon uśmiechnął się.- My w Luminaux ze wszystkimi prowadzimy interesy.Mój ojciec i ja zaopatrujemy się utych rolników ju\ od kilku pokoleń.A poniewa\ starszyzna z tamtych wiosek dobrze mnie zna,do mnie zwrócono się z tym problemem.- Dlaczego sami do mnie nie przyszli?- Uwa\ają, \e to człowiek z Betel powinien zgłaszać się do aniołów w Erie.Gabriel skinął głową.Tu przynajmniej zdobyli się na pewną dyplomację.Natomiastprośba jako taka.- Z tego, co wiem, jest to przypadek bez precedensu - myślał głośno anioł.- To prawda,\e śmiertelnicy o spełnienie prośby mogą prosić anioła, który akurat przejazdem jest w ichprowincji.Ale \eby wybierać anioła z innego zastępu.- Sytuacja jest rozpaczliwa - powiedział łagodnie Jon.- Uwa\ają cię za wspaniałegoarbitra.A ja myślałem, \e przynajmniej mnie wysłuchasz.- Je\eli ci odmówię, udasz się pewnie do Monteverde?Jon miał powa\ny wyraz twarzy.- Kiedy dotrę do Monteverde, Ariel nie zdoła ju\ opanować sytuacji.To ty jesteś dlamoich przyjaciół ostatnią deską ratunku.Rafael wpadnie w furię, jeśli kiedykolwiek się o tym dowie.Je\eli Jon mówił prawdę,wyglądało na to, \e obecny archanioł nie kłopotał się zbytnio o los swoich mniej zamo\nychobywateli.Ale to w końcu Rafael był archaniołem i mo\e jego obowiązki były znacznie bardziejucią\liwe, ni\ wcześniej się Gabrielowi wydawało.Mo\e nie był w stanie zajmować sięwszystkim tak uwa\nie, jak tego chciał.O tym Gabriel sam miał się wkrótce przekonać.Nie bał się gniewu Rafaela, a nawet był pewien, \e i on wykrzesze z siebie trochę złości,je\eli zajdzie taka potrzeba.Zastanawiał się, jak archanioł - a na dobrą sprawę jakikolwiek anioł -mógł pozwolić na cierpienie swojego ludu, skoro tak łatwo dało się temu zaradzić.Gabriel niemógł tego zrozumieć.- Wybiorę się tam - powiedział.- Lecz jeśli oka\e się, \e sytuacji nie przedstawiono miobiektywnie.- To wykluczone!-.wpadnę w potę\ną irytację.I o niczym nie zapomnę.- Wszystko wygląda tak, jak właśnie to opisałem.I chciałem ci podziękować.Moiprzyjaciele padną przed tobą na kolana i będą cię błogosławić.Udaj się tam, proszę, jaknajszybciej.- Wylatuję ju\ teraz.Daj mi mapę i ruszam w drogę.Podró\ zajęła mu cały dzień.Kierując się na południowy zachód, zatoczył nad Betel du\yłuk, przeleciał nad Galileą w najszerszym jej miejscu i znalazł się nad dotkniętymi susząrówninami, które rozciągały się na południe od gór Heldora.Zanim dotarł do celu swojejwyprawy, miał ju\ pewność, \e Jon powiedział mu prawdę.Nawet nie uprawiane pola na zachódod Heldorów zbrązowiały w stopniu wykraczającym poza zwykłą zmianę barwy na okreszimowy.Gabriel oglądał doskonale widoczne z góry jeziorka i stawy, w których nie było ju\wody, a tak\e puste koryta strumieni.Je\eli klimat pozostanie bez zmian, nie dalej ni\ za rokbądz dwa lata cały ten region wyschnie na dobre i będzie zupełnie bezu\yteczny.Bez trudu znalazł wspomniane przez Jona skupisko osad i zanim wylądował, krą\ył przezpewien czas nad wyło\onym kocimi łbami centrum największego z miasteczek.Rozpoznawszynajsławniejszego po Rafaelu anioła, połowa miejscowej ludności wpadła w przera\enie, apozostali wydawali się wniebowzięci.Niektórzy gapili się nań zza uchylonych zasłon, podczasgdy inni ochoczo wybiegali mu na spotkanie.Podobnie jak wszyscy aniołowie, Gabriel nie lubił być dotykany; dotyczyło to zwłaszczaosób mu obcych i chodziło głównie o bardzo wra\liwe skrzydła.Przybrał wyniosłą postawę, \ebyodstraszyć nadmiernie gościnnych entuzjastów, wiedząc, \e siła fizyczna na nic się tutaj nie zda.Strategia ta jak zwykle okazała się skuteczna.Entuzjaści zachowali stosowny dystans i patrzylinań tylko maślanym wzrokiem.- Kazano mi pytać o Leviego Millera - powiedział Gabriel, szukając wzrokiem przywódcygromady.- Czy znajdę go tutaj? Czy mo\na go tu sprowadzić?Levi Miller właśnie nadbiegał.Pomimo panującej przez trzy ostatnie lata suszy od\ywiałsię całkiem niezle i do anioła dotarł potwornie zdyszany.- Dobry angelo - wysapał.- Trudno wyrazić, jak bardzo się cieszę, \e do nas przybyłeś.- Wiem chyba, na czym polega wasz problem - stwierdził Gabriel, przerywając Leviemu.- Jutro rano dla was zaśpiewam, a wieczorem powinien spaść deszcz.Powiedz mi, proszę, jakdeszcz zazwyczaj u was wygląda, jak wtedy wieje wiatr, jak długo pada, w których miesiącachjest susza, a w których występują opady.Levi odwrócił się w stronę tłumu i wykrzyczał dwa imiona; dwaj mę\czyzni odłączyli sięod grupy i podbiegli do miejsca, w którym stali anioł i jego rozmówca.- Musimy opowiedzieć aniołowi o pogodzie - zwrócił się do nich Levi.- Chodzmy domnie.śona coś dla nas ugotuje.Cała czwórka udała się więc do kuchni Leviego, \eby tam przedyskutować poziomopadów, zachmurzenie i idealną częstotliwość naprzemiennie występujących w ciągu rokuokresów słonecznych i deszczowych.Na południowych krańcach Samarii prawie nigdy nie padałśnieg, lecz zimą dość częste były deszcze.Wiosna była porą wilgotną, latem panowała tam susza,a przelotne deszcze pojawiały się znowu jesienią.- Znakomicie - powiedział Gabriel, gdy zapoznał się ju\ z tymi informacjami.- Wiem, oco mam jutro poprosić Jovę.Przyjął zaproszenie Leviego, który zaoferował mu nocleg [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.- Dla rolników mieszkających na południe od Heldorów?- Zgadza się.- Ale to jest przecie\ w Jordanie.- To prawda - odparł Jon, jakby niechętnie się do tego przyznawał.- Ale nie padało tamod trzech miesięcy i poło\enie tych ludzi jest rozpaczliwe.- Nie kwestionuję ich sytuacji.Na pewno potrzebne im wsparcie anioła.Czy nie byłobyjednak lepiej, gdybyś ty.gdyby oni odbyli pielgrzymkę do Wietrznej Osady i zwrócili się z tymdo Rafaela?Jon wpatrywał się teraz w szklankę, z której od czasu do czasu popijał.- Och.Tak.Być mo\e.Gabriel czekał na dalszą reakcję.Jon poruszył się nagle.Jego okrągłe ciało przywodziło na myśl pień jakiegoś drzewa.- Prawdę mówiąc, do Rafaela zwracano się ju\ o pomoc.W przeszłości.Gabriel poczuł, jak jego ciało się kurczy, a kości zbiegają się w sobie bez końca.Ogarnęłygo bardzo złe przeczucia.- Czy mógłbyś coś więcej o tym powiedzieć? - zapytał wolno.- W zeszłym roku, ten sam problem.Zimowa susza.Proszono o pomoc archanioła.I dwalata temu.I trzy lata temu.Za ka\dym razem powiadał, \e suszę zaplanował sam Jova, \e Jovaześle deszcz, gdy tak postanowi.I co roku - ciągnął Jon - spadały deszcze.Ale zawsze zbytpózno, \eby ocalić zbiory.Starczało ich na prze\ycie, ale nie było ju\ nic do sprzedania.A cirolnicy \yją z handlu wymiennego.Poza tym rzeka była co roku płytsza i część studni zupełniewyschła.Jeśli w tym roku nie spadnie deszcz, dojdzie do katastrofy.Ci ludzie nie będą mieligdzie mieszkać, zginą.Równie dobrze mogliby wyemigrować do Breven i oddać się tam wniewolę.Gabriel zmarszczył brwi, słysząc aluzję do profesji Jansajów, lecz tak bardzo trapiło gosedno całej sprawy, \e nie skarcił swojego rozmówcy.- Czy Rafael wybrał się w tamte strony, by osobiście ocenić skalę zagro\eń?- Nie.- A powiedział ci, \e.- Nie mnie to powiedział - poprawił anioła Jon.- Powiedział to suplikantom z rolniczychosad, którzy trzy razy prosili go o wstawiennictwo u Jovy.- A co ty masz z nimi wspólnego?Jon uśmiechnął się.- My w Luminaux ze wszystkimi prowadzimy interesy.Mój ojciec i ja zaopatrujemy się utych rolników ju\ od kilku pokoleń.A poniewa\ starszyzna z tamtych wiosek dobrze mnie zna,do mnie zwrócono się z tym problemem.- Dlaczego sami do mnie nie przyszli?- Uwa\ają, \e to człowiek z Betel powinien zgłaszać się do aniołów w Erie.Gabriel skinął głową.Tu przynajmniej zdobyli się na pewną dyplomację.Natomiastprośba jako taka.- Z tego, co wiem, jest to przypadek bez precedensu - myślał głośno anioł.- To prawda,\e śmiertelnicy o spełnienie prośby mogą prosić anioła, który akurat przejazdem jest w ichprowincji.Ale \eby wybierać anioła z innego zastępu.- Sytuacja jest rozpaczliwa - powiedział łagodnie Jon.- Uwa\ają cię za wspaniałegoarbitra.A ja myślałem, \e przynajmniej mnie wysłuchasz.- Je\eli ci odmówię, udasz się pewnie do Monteverde?Jon miał powa\ny wyraz twarzy.- Kiedy dotrę do Monteverde, Ariel nie zdoła ju\ opanować sytuacji.To ty jesteś dlamoich przyjaciół ostatnią deską ratunku.Rafael wpadnie w furię, jeśli kiedykolwiek się o tym dowie.Je\eli Jon mówił prawdę,wyglądało na to, \e obecny archanioł nie kłopotał się zbytnio o los swoich mniej zamo\nychobywateli.Ale to w końcu Rafael był archaniołem i mo\e jego obowiązki były znacznie bardziejucią\liwe, ni\ wcześniej się Gabrielowi wydawało.Mo\e nie był w stanie zajmować sięwszystkim tak uwa\nie, jak tego chciał.O tym Gabriel sam miał się wkrótce przekonać.Nie bał się gniewu Rafaela, a nawet był pewien, \e i on wykrzesze z siebie trochę złości,je\eli zajdzie taka potrzeba.Zastanawiał się, jak archanioł - a na dobrą sprawę jakikolwiek anioł -mógł pozwolić na cierpienie swojego ludu, skoro tak łatwo dało się temu zaradzić.Gabriel niemógł tego zrozumieć.- Wybiorę się tam - powiedział.- Lecz jeśli oka\e się, \e sytuacji nie przedstawiono miobiektywnie.- To wykluczone!-.wpadnę w potę\ną irytację.I o niczym nie zapomnę.- Wszystko wygląda tak, jak właśnie to opisałem.I chciałem ci podziękować.Moiprzyjaciele padną przed tobą na kolana i będą cię błogosławić.Udaj się tam, proszę, jaknajszybciej.- Wylatuję ju\ teraz.Daj mi mapę i ruszam w drogę.Podró\ zajęła mu cały dzień.Kierując się na południowy zachód, zatoczył nad Betel du\yłuk, przeleciał nad Galileą w najszerszym jej miejscu i znalazł się nad dotkniętymi susząrówninami, które rozciągały się na południe od gór Heldora.Zanim dotarł do celu swojejwyprawy, miał ju\ pewność, \e Jon powiedział mu prawdę.Nawet nie uprawiane pola na zachódod Heldorów zbrązowiały w stopniu wykraczającym poza zwykłą zmianę barwy na okreszimowy.Gabriel oglądał doskonale widoczne z góry jeziorka i stawy, w których nie było ju\wody, a tak\e puste koryta strumieni.Je\eli klimat pozostanie bez zmian, nie dalej ni\ za rokbądz dwa lata cały ten region wyschnie na dobre i będzie zupełnie bezu\yteczny.Bez trudu znalazł wspomniane przez Jona skupisko osad i zanim wylądował, krą\ył przezpewien czas nad wyło\onym kocimi łbami centrum największego z miasteczek.Rozpoznawszynajsławniejszego po Rafaelu anioła, połowa miejscowej ludności wpadła w przera\enie, apozostali wydawali się wniebowzięci.Niektórzy gapili się nań zza uchylonych zasłon, podczasgdy inni ochoczo wybiegali mu na spotkanie.Podobnie jak wszyscy aniołowie, Gabriel nie lubił być dotykany; dotyczyło to zwłaszczaosób mu obcych i chodziło głównie o bardzo wra\liwe skrzydła.Przybrał wyniosłą postawę, \ebyodstraszyć nadmiernie gościnnych entuzjastów, wiedząc, \e siła fizyczna na nic się tutaj nie zda.Strategia ta jak zwykle okazała się skuteczna.Entuzjaści zachowali stosowny dystans i patrzylinań tylko maślanym wzrokiem.- Kazano mi pytać o Leviego Millera - powiedział Gabriel, szukając wzrokiem przywódcygromady.- Czy znajdę go tutaj? Czy mo\na go tu sprowadzić?Levi Miller właśnie nadbiegał.Pomimo panującej przez trzy ostatnie lata suszy od\ywiałsię całkiem niezle i do anioła dotarł potwornie zdyszany.- Dobry angelo - wysapał.- Trudno wyrazić, jak bardzo się cieszę, \e do nas przybyłeś.- Wiem chyba, na czym polega wasz problem - stwierdził Gabriel, przerywając Leviemu.- Jutro rano dla was zaśpiewam, a wieczorem powinien spaść deszcz.Powiedz mi, proszę, jakdeszcz zazwyczaj u was wygląda, jak wtedy wieje wiatr, jak długo pada, w których miesiącachjest susza, a w których występują opady.Levi odwrócił się w stronę tłumu i wykrzyczał dwa imiona; dwaj mę\czyzni odłączyli sięod grupy i podbiegli do miejsca, w którym stali anioł i jego rozmówca.- Musimy opowiedzieć aniołowi o pogodzie - zwrócił się do nich Levi.- Chodzmy domnie.śona coś dla nas ugotuje.Cała czwórka udała się więc do kuchni Leviego, \eby tam przedyskutować poziomopadów, zachmurzenie i idealną częstotliwość naprzemiennie występujących w ciągu rokuokresów słonecznych i deszczowych.Na południowych krańcach Samarii prawie nigdy nie padałśnieg, lecz zimą dość częste były deszcze.Wiosna była porą wilgotną, latem panowała tam susza,a przelotne deszcze pojawiały się znowu jesienią.- Znakomicie - powiedział Gabriel, gdy zapoznał się ju\ z tymi informacjami.- Wiem, oco mam jutro poprosić Jovę.Przyjął zaproszenie Leviego, który zaoferował mu nocleg [ Pobierz całość w formacie PDF ]