[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idoskonale wiedział, co potrafi ona uczynić z ludzi.Nic nie powiedział młodzieńcom i równieszczegółowo wypytał ich o innych mieszkańców twierdzy, z ostatnimi koniuchami i niewolnikamiwłącznie.Dobry ochroniarz powinien wiedzieć wszystko.I o młodej czarnulce, która zeszła się zwiteziem, i o skrzywdzonym słudze, który może nosi w sercu chęć zemsty.I o tym, w jakichmiejscach knezinka lubi zbierać grzyby.I o bojarze, który tylko patrzeć, jak stanie się niewolnikiemszarego proszku, a zatem także ludzi, którzy mu go dostarczają.Wieczorami Neelith leczyła go swoimi czarami i po jakimś czasie ze zdziwieniem stwierdził, żeprzestał kaszleć.Wkrótce Pani Ludzkich Losów znów zderzyła go z Promieniem.Któregoś dnia o poranku na wewnętrznym dziedzińcu zamku uczył braci Dobrych sztukiniespodziewanego ataku: stoi sobie człowiek najspokojniej na świecie i nagle zamienia się w młynwymierzający niszczycielskie i błyskawiczne ciosy.Młodzieńcy nigdy w życiu nie widzieli czegośpodobnego.W drużynach podchodzono do takich metod walki z pogardą.Bracia Dobrzy teżpoczątkowo marszczyli nosy, ale wkrótce przestali.To witez ma szlachetnie stawać w polu bitwypierś w pierś albo kruszyć kopie w honorowych pojedynkach.Ochroniarz to zupełnie inna sprawa.Do jego zadań należy bronić tego, za którego bezpieczeństwo odpowiada - musi dbać, byzachować go przy życiu i w dobrym zdrowiu.A honoru niech bronią inni, dla nich też sława.Gacek, który siedział na ramieniu Wilczarza, nagle zaczął się niepokoić i syczeć.Wen obejrzałsię i zobaczył idącego w ich stronę Promienia.Za młodym bojarem podążało dwóch młodychmężczyzn, których natychmiast rozpoznał, a rozpoznawszy - cały się nastroszył.Jednym z nich byłczarnowłosy woj, który służył kapłanom.Kapłani zapewne zwolnili nieudacznika ze służby, odarligo z dwukolorowego pancerza.A drugim.drugim był jego ówczesny przeciwnik Solwen.- To będą dwaj nowi ochroniarze dla mojej siostry - rzekł Promień, zwracając się do Prawego,który rzadko odmawiał sobie przyjemności obserwowania lekcji Wilczarza.- Wojownicy co sięzowie, a poza tym mieszkańcy Haliradu.Na pewno nie będą tu, w mieście, spiskować.Spryt zasępił się i spytał czarnowłosego woja:- Jak się zwiesz? Dlaczego nie odpłynąłeś z kaznodziejami za morze?- Zwą mnie Kanaon, syn Kautyna, pochodzę z rodu wojowników - odparł woj.Sądząc poakcencie, jego ojczyzną był Narlak, położony na północny zachód od Halisunu, za górami, któreSolwenowie na zywali Zamkowymi, a Wenowie %7łelaznymi.- Kaznodzieje zwolnili mnie ze służby -ciągnął Kanaon.Wyglądało na to, że jest na nich zły. - W siedmiu miastach służyłem ich wierze swoim mieczem i byłem im miły.Wystarczyło, bymraz się nie sprawił.- Popatrzył na Wilczarza i odwrócił oczy.- A ty? - Prawy zwrócił się do Solwena.Chłopak nosił ptasie imię - zwali go Pliszka.Według jego słów był sierotą, wychował się uSegwana uprawiającego rolę, był u niego parobkiem, a potem uciekł i stał się najemnikiem.Jużbędzie siedem lat, jak wędruje po świecie i zarabia mieczem.Uczniowie Blizniąt musieli przyczynićmu wiele nieprzyjemności, bo wtedy na placu postanowił dać im do wiwatu, ale mu się nie udało.Akiedy kaznodzieje odjechali, zobaczył Kanaona, który siedział w karczmie bliski płaczu.Byliprzeciwnicy napili się piwka i postanowili trzymać razem.I tak we dwóch zgłosili się do bojaraPromienia, gdyż usłyszeli, że panience knezince mogą przydać się najemni ochroniarze.Składnie, pomyślał Wilczarz.Składnie i wspaniale.O proszę, Prawy już przestał marszczyćbrwi.Tak.Było sobie dwóch chrobrych wojów i uczciwie ze sobą walczyli, a potem wzięli i siępobratali.Wszystko jasne!Spryt zwrócił się w jego stronę.- A co ty powiesz, Wenie?Wilczarz wzruszył ramionami, głaszcząc Gacka zwisającego mu z koszuli łebkiem w dół.- Powiem tylko tyle - odparł obojętnym tonem - że póki ja jestem przy knezince, dla tych dwóchmiejsca nie ma.Pliszka i Kanaon spojrzeli po sobie z niepokojem.Zapewne nie spodziewali się czegośpodobnego.Ręka Promienia spoczęła na mieczu.- Nie za wiele chcesz na siebie wziąć, Wenie? - burknął Spryt.- Pytałeś, więc odpowiedziałem - spokojnie rzekł Wilczarz.- Czego się boisz?- Boi się, że knezinka bardziej nas polubi - mruknął Pliszka.Kanaon uśmiechnął się - męska,smagła, opalona twarz, niebieskie oczy, białe zęby błyskające spod czarnych wąsów.Przystojny,co tu dużo mówić.A i Pliszka też był niczego sobie.- Jeden z nich pobił drugiego, a ja pobiłem zwycięzcę - rzekł Wilczarz.- No i co z tego? - parsknął Spryt.- Skoro ich pokonałeś, to uważasz, że zle się biją? Tychmłokosów ćwiczysz na wszystkie strony.- Może i potrafią się dobrze bić.Ale do pani, póki żyję, ich nie dopuszczę.- Obrażasz nas, Wenie.- Pliszka pokręcił głową.- Uważaj, żebyś nas nie musiał przepraszać.- A ty zamilcz, gamoniu! - zagrzmiał nagle Prawy.- Znalazł się wymowny!Kanaon wymamrotał po solweńsku coś niezbyt przyjemnego o trzewikach i przepasce babkiWilczarza.Za podobne słowa Wenowie wyzywali na pojedynek i wszyscy doskonale o tymwiedzieli.Bracia Dobrzy oczu nie odrywali od swego nauczyciela.Wilczarz stał głuchy jak kamień.Promień słuchał ich rozmowy i wzbierała w nim wściekłość.Jego ręka tańczyła wokół rękojeścimiecza, ale na razie nic więcej się nie stało.Wszak jemu, wojowi z drużyny, nie przystoi przyludziach wadzić się z byłym niewolnikiem. - Chodzmy! - krótko rzucił w stronę najemników.Obaj odeszli w ślad za nim, popatrując naWilczarza wrogo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •