[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zostawcie mnie w spokoju, proszę - szepnęła przez zaciśnięte gardło.Ricky ze śmiechem zbliżył się do niej jeszcze o krok.- A to niby dlaczego?- Nic wam nie zrobiłam.- Uderzyłaś mnie, jeśli dobrze pamiętam.- Ricky zwrócił się do Tommy ego, szukającu kompana potwierdzenia, - Przypominasz sobie?- Pewnie - przytaknął Tommy, szczerząc zęby.- Tłukła cię jak wariatka.Na naszychoczach.- Przepraszam, nie chciałam.Ja tylko.- Po co powiedziałaś o tym pannie Opal? - przerwał jej Ricky.- Myślałaś, że cośzyskasz w ten sposób? %7łe nasi rodzice dadzą nam za karę klapsa w pupcię?A więc panna Opal rozmawiała z ich rodzicami.Nie dotrzymała obietnicy.Becky znów zaczerpnęła powietrza, usiłując oddychać miarowo i spokojnie.- O czym.o czym ty mówisz?- Naprawdę myślałaś, że ktoś uwierzy, żeśmy cię zaczepiali? - prychnął Ricky zpogardą.- Nasi starzy tylko się uśmiali.Rozśmieszyła ich ta wiadomość, słyszysz? I obraziła.- No dobra, zostawcie ją już - odezwał się raptem Buddy.- Jak się spóznimy naparadę, trener nam głowy pourywa.- E tam, co nam może zrobić? Przecież nie posadzi nas na ławce przed takim ważnymmeczem.Mowy nie ma - sarknął Tommy.- Bez nas sobie nie poradzi.- A poza tym czego się boisz, Buddy? - zawtórował mu jak zwykle Ricky, -Rozmawialiśmy przecież o tym.Pogadamy sobie chwilę z panienką i zdążymy jeszcze naparadę.To nie zajmie dużo czasu.Ile to roboty, no nie, Tommy?Chcą ją zgwałcić.Uświadomiła to sobie nagle i odwróciła się, by uciec.Zaczęła biec, ile sił w nogach,37 ile tchu w piersi.%7łwir na drodze boleśnie kłuł jej stopy, ale nie zważała na to.Po kilkuchwilach skręcała już na ścieżkę prowadzącą do najbliższego domu.Chciała właśnieotworzyć usta, by zawołać pomocy, gdy od tyłu dopadł ją jeden z napastników.Chwyciłmocno i obalił na ziemię.Poczuła na języku smak piachu i własnej krwi.Jeden z chłopakówzakneblował jej dłonią usta, drugi chwycił ją pod ramiona.Zaczęli wlec ją w stronę stojącej wpobliżu budy, choć szarpała się i wierzgała.Jak przez mgłę odnotowała obecność człapiącegoza kumplami Buddy ego.Jeśli istnieje jakaś nadzieja ratunku, to jest nią właśnie Buddy, pomyślała.Gdybytylko Ricky zdjął rękę z jej twarzy, zawołałaby, żeby Buddy jej pomógł.Ale Ricky mocnozaciskał dłoń na jej ustach i ani myślał puścić.Boże, nie.To nie może się stać!- Gdzie jesteś, Buddy? Masz papierową torbę?- Przesadziliście, chłopaki - Buddy odchrząknął nerwowo.- Można pożartować, aletego już za dużo.Ricky zacisnął mocniej dłoń na ustach Becky Lynn.- Całe życie będziesz taką łajzą? A może ty jesteś ciota, Buddy, co? Dawaj no tępieprzoną torbę!Chłopak cofnął się o krok, blady jak płótno.- Co będzie, jeśli nas złapią? Jeśli.- Cicho! Nikt nas nie złapie.- Ona może powiedzieć.A wtedy pójdziemy siedzieć, wszyscy.- Nie maż się jak baba, tylko dawaj torbę - zaśmiał się Ricky głuchym, złośliwymśmiechem.- Kto jej uwierzy? Nikt!Nasi staruszkowie nie uwierzyli, wyśmiali tę całą pannęOpal.Myślisz, że robiłbym to, gdybym nie był pewien, że się nie wyda?Tak.Zamierzali ją zgwałcić, bo wiedzieli, że nic im nie grozi.Bo była dla nich nikim.Szarpnęła się, lecz Ricky ścisnął ją tylko mocniej.- Cicho, dziwko! Dobra, Buddy, dawaj tę cholerną torbę, założymy ją jej na łeb.Potem będziesz ją trzymać.Chcieli założyć jej torbę na głowę, żeby na nią nie patrzeć.Sukinsyny! Wściekłość,która wypełniła serce Becky, była silniejsza niż strach.Korzystając z chwilowej nieuwagiswego oprawcy, wyrwała mu się jednym gwałtownym ruchem i rzuciła się z pazurami naTommy ego.Przeorała mu twarz paznokciami z taką furią, że chłopak zawył z bólu,38 odepchnął ją i zdzielił pięścią.Cios trafił w szczękę, głowa Becky Lynn odskoczyła do tyłu, a dojmujący ból przeszyłczaszkę.Zachwiała się i upadła na ziemię, uderzając głową o kamień.Ból, straszliwy ból ioślepiające białe światło.A potem ciemność.Kiedy odzyskała przytomność, przed jej oczami wciąż było ciemno.Z trudemwciągała powietrze do płuc, jakby zamknięto ją w jakimś wilgotnym, ciasnym pudle.Zdezorientowana, próbowała podnieść ręce, ale te były skrępowane; nogi też miałaunieruchomione i wykręcone pod jakimś dziwnym kątem.Dopiero po chwili uprzytomniła sobie, gdzie jest i co się dzieje.Ciężar jakiegoś ciaławciskał ją w wilgotną ziemię, czyjeś ręce przytrzymywały ją, uniemożliwiając najmniejszyruch.Ktoś zdarł z niej ubranie, nagą skórę lizał wieczorny chłód, chociaż ziąb, jaki czuła wduszy, niewiele miał wspólnego z temperaturą na zewnątrz.To Ricky na niej leżał.Rozpoznała odstręczającą woń jego oddechu.Obolała iupokorzona do ostateczności, zaczęła rzucać głową, zamkniętą w papierowej torbie.Gdzieś nieopodal zaszczekał pies.Jego ujadanie zagłuszyło na moment sapaniegwałciciela, strach Buddy ego, oczekiwanie Tommy ego i jej własne rozpaczliwe jęki.Ricky chrząknął wreszcie niczym zaspokojona bestia i opadł wyczerpany na jej ciało.Zrobiło się jej niedobrze.Wiedziała, że ten zwierzęcy, prymitywny dzwięk zawsze już będzieją prześladował w sennych koszmarach.- No co? Rusz się, Ricky - usłyszała zniecierpliwiony głos Tommy ego, któremuakompaniował odgłos otwieranego suwaka u spodni.- Załatwiłeś już swoje, to daj innym.Pies znowu zaczął ujadać, rozbłysło światło, zaskrzypiały siatkowe drzwi.- Kto tam jest? - zawołał jakiś kobiecy głos.Becky Lynn otworzyła usta, żeby krzyknąć, wezwać pomocy, ale z jej gardła dobył siętylko ochrypły szept, tak słaby, że zapewne nie słyszeli go nawet napastnicy.- Cholera - jęknął Buddy i puścił nogi Becky.- Cholera jasna, mówiłem!- Zamknij swoją pieprzoną gębę! - syknął Ricky- Wiem, że tam ktoś jest.Zjeżdżać mi stąd, bo wezwę policję.Słyszeliście?Zapadła cisza.Tak głęboka i pełna napięcia, że Becky słyszała niemal myśli ichwszystkich - ulgę Buddy ego, rozczarowanie Tommy ego i wściekłość Ricky ego.- Wzywam policję - powtórzyła kobieta, tym razem nieco głośniej, i po tych słowach39 znów szczęknęły zamykane drzwi.Buddy nie myślał czekać.Natychmiast rzucił się do ucieczki.W kilku susach przebyłodległość dzielącą go od drogi i dopiero tam gwałtownie zgiął się wpół i zaczął wymiotować.- Wiejemy, stary.- W głosie Tommy ego dało się słyszeć panikę, dalej jednakprzytrzymywał ręce Becky.- Zbieraj się!- Dzięki, mała - szepnął Ricky [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •