[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozostaje jeszcze niewyjaśniona sprawa zatrutegoszampana, którym uraczył się nieboszczyk Paul.Czyżby toteż robota nieszczęsnej Marie-Louise?— Tak mi się wydaje.W ten sposób widocznie chciaładokończyć dzieła zniszczenia rodu Mignon.— Szalona! Nie przewidziała, że nie doczeka jegowyników.Ewo, za pięć minut wybije godzina szósta.Czychcesz wysłuchać dziadka Mignona?Nie odpowiedziała, tylko ujęła mnie za rękę i pociągnęła zasobą.Rozdział X„Irontax”W sypialni Jean-Pierre’a Mignona panowała nie-przenikniona ciemność, gdyż zasłony w oknach nieprzepuszczały porannego światła.W blasku lampyujrzeliśmy sprzęty o wiele przyjemniejsze dla oka niż wpozostałych pokojach, mniejsze, o weselszych obiciach, tak,jakby użytkowała je i dobierała kobieta.Niewątpliwiemieszkała tu kiedyś zmarła żona dziadka.Francuskie łoże,bez baldachimu, świeżo posłane, z odchyloną kołdrą zniebieskiego adamaszku i lekko wgniecioną poduszką,filcowe, wiśniowe kapcie na dywanie, fajka z bursztynu nanocnym stoliku — wszystko zdawało się oczekiwać narychły powrót ich właściciela.W rogu, na antycznejkonsolce, stał duży telewizor z urządzeniem do zdalnegosterowania, a wokół rozstawionych było kilkanaście foteli,na których już nikt oprócz nas dwojga, nie miał zasiąść.Wi-docznie wszystko zostało przygotowane do transmisji,która miała się za chwilę odbyć.Usiedliśmy koło siebie zdziwnym wrażeniem, przynajmniej jeśli chodzi o mnie, żeasystują nam duchy tragicznie zmarłych krewniaków,którzy padli ofiarą chciwości i zachłanności na pieniądze.Przypuszczam, że i Ewa musiała doznawać podobnegowrażenia, gdyż w jej oczach malowała się powaga,dominująca nad ciekawością, jakie to niespodziankiprzygotował swojej rodzinie ten zwariowany starzec, krążącysamotnie w kosmosie.Kilka sekund przed szóstą włączyliśmy telewizor.Szeregkrzyżujących się błysków połączonych z chrypliwym dźwiękiemi na ekran wypłynął obraz, początkowo zamglony i drgający, apotem coraz bardziej wyraźny, układający się w zarys postaciludzkiej poruszającej się w niemrawym, bezustannym,chybotliwym ruchu.Wreszcie zatrzymał się na twarzy wyschłej,skurczonej, o przymrużonych, małych oczkach i wąskichwargach, rozciągniętych w uśmiechu stanowiącym mieszaninęzłośliwości i szyderstwa.— Witam was, moi drodzy krewniacy — odezwał sięskrzeczący, starczy głos.— Jeżeli naturalnie mam jeszczekogo powitać.Nie jest bowiem wykluczone, że przez tę noczdążyliście się wzajemnie powybijać co do nogi, a znającwas, uważam tę ewentualność za wielce prawdopodobną.Jeżeli jednak przypadkowo ktoś z was pozostał przy życiu,to chcę wam zakomunikować kilka ciekawych rzeczy.Niebędę przed wami ukrywał, że przewidziałem możliwośćwaszego rychłego zejścia z tego świata, a nawet celowostworzyłem wam takie warunki, abyście mogli sięwymordować.Tylko najsilniejsze psychicznie i fizyczniejednostki mogły taką noc przetrwać i takie są godneszczęścia, jakie przyniesie im odziedziczenie pozostałego pomnie majątku.Nie cieszcie się jednak przedwcześnie.Tonie będzie takie łatwe i proste.Kiedy wrócę za sto lubwięcej lat — nie pozostanie po was nawet popiół.Dlategochcę wam dać niebywałą szansę.Możecie jeszcze dziśprzyłączyć się do mojej wyprawy, w pojeździe kosmicznym,który wystartuje o godzinie dziewiątej trzydzieści z lotniskaw Compiegne, złączy się po kilku godzinach z moimpojazdem i po przejściu przez was na pokład mego statku,ulegnie samozniszczeniu.Decyzję taką podjąłem z wieluwzględów.Jestem, jak wiecie, dość stary i muszę miećpomoc i opiekę, a poza tym nie lubię samotności.Nie uleganajmniejszej wątpliwości, że dołączą do mnie ci, którzywykazali maksimum odwagi, siły i przebiegłości, a o takichtowarzyszy mi chodzi.Ponadto, po powrocie, na tymnowym, nieznanym świecie, który równie dobrze może byćzaludniony przez nowe stwory, wytwory innych cywilizacji,przyjemnie będzie mieć trochę znajomych twarzy.Co zaśdo was, to uprzedzam, że podejmujecie wielkie ryzyko:możecie zginąć w trakcie lotu lub lądowania, chociażsterujący pojazdem, mój stary przyjaciel, generał ClaudePassager, zapewniał mnie o całkowitym bezpieczeństwie wtym zakresie.Poza tym musicie zapomnieć o swychbliskich, jeżeli ich macie, rozstać się z waszym światem, doktórego nigdy już nie powrócicie.W zamian za to, wprzyszłości, która wcale nie wyda się wam daleka,dostaniecie po mojej śmierci olbrzymi majątek w równychczęściach do podziału, pomnożony przez lata nieobecności.Pozwoli on wam zakosztować wszystkich uciech, jakie tylkosą dostępne dla człowieka na tym padole ziemskim.A więc,pamiętajcie, o dziewiątej trzydzieści na lotnisku wCompiegne.W prawej szufladzie komódki pod telewizoremznajdziecie kluczyki do czarnego Mercedesa, który stoi wgarażu.Możecie nim przyjechać.Jeżeli umrę w czasie lotu,a ciało moje będzie nosić oznaki gwałtownej śmierci,zostaniecie wydziedziczeni, nie radzę więc próbowaćżadnych sztuczek.Do zobaczenia! Do odważnych światnależy!Głos dziadka Mignona umilkł i w tym samym momencieurwał się raptownie obraz w telewizorze.Spojrzałem na Ewę i prawie jej nie poznałem.Wyglądałaniezwykle, jak w jakimś transie.Oczy jej płonęły, pierś unosiłasię w gwałtownym oddechu, ręce, którymi mnie dotknęła,elektryzowały jak pod napięciem.Zrozumiałem, że ona jużpodjęła decyzję.Chwilę trwało między nami głuche milczenie,w czasie którego ważyły się nasze losy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Pozostaje jeszcze niewyjaśniona sprawa zatrutegoszampana, którym uraczył się nieboszczyk Paul.Czyżby toteż robota nieszczęsnej Marie-Louise?— Tak mi się wydaje.W ten sposób widocznie chciaładokończyć dzieła zniszczenia rodu Mignon.— Szalona! Nie przewidziała, że nie doczeka jegowyników.Ewo, za pięć minut wybije godzina szósta.Czychcesz wysłuchać dziadka Mignona?Nie odpowiedziała, tylko ujęła mnie za rękę i pociągnęła zasobą.Rozdział X„Irontax”W sypialni Jean-Pierre’a Mignona panowała nie-przenikniona ciemność, gdyż zasłony w oknach nieprzepuszczały porannego światła.W blasku lampyujrzeliśmy sprzęty o wiele przyjemniejsze dla oka niż wpozostałych pokojach, mniejsze, o weselszych obiciach, tak,jakby użytkowała je i dobierała kobieta.Niewątpliwiemieszkała tu kiedyś zmarła żona dziadka.Francuskie łoże,bez baldachimu, świeżo posłane, z odchyloną kołdrą zniebieskiego adamaszku i lekko wgniecioną poduszką,filcowe, wiśniowe kapcie na dywanie, fajka z bursztynu nanocnym stoliku — wszystko zdawało się oczekiwać narychły powrót ich właściciela.W rogu, na antycznejkonsolce, stał duży telewizor z urządzeniem do zdalnegosterowania, a wokół rozstawionych było kilkanaście foteli,na których już nikt oprócz nas dwojga, nie miał zasiąść.Wi-docznie wszystko zostało przygotowane do transmisji,która miała się za chwilę odbyć.Usiedliśmy koło siebie zdziwnym wrażeniem, przynajmniej jeśli chodzi o mnie, żeasystują nam duchy tragicznie zmarłych krewniaków,którzy padli ofiarą chciwości i zachłanności na pieniądze.Przypuszczam, że i Ewa musiała doznawać podobnegowrażenia, gdyż w jej oczach malowała się powaga,dominująca nad ciekawością, jakie to niespodziankiprzygotował swojej rodzinie ten zwariowany starzec, krążącysamotnie w kosmosie.Kilka sekund przed szóstą włączyliśmy telewizor.Szeregkrzyżujących się błysków połączonych z chrypliwym dźwiękiemi na ekran wypłynął obraz, początkowo zamglony i drgający, apotem coraz bardziej wyraźny, układający się w zarys postaciludzkiej poruszającej się w niemrawym, bezustannym,chybotliwym ruchu.Wreszcie zatrzymał się na twarzy wyschłej,skurczonej, o przymrużonych, małych oczkach i wąskichwargach, rozciągniętych w uśmiechu stanowiącym mieszaninęzłośliwości i szyderstwa.— Witam was, moi drodzy krewniacy — odezwał sięskrzeczący, starczy głos.— Jeżeli naturalnie mam jeszczekogo powitać.Nie jest bowiem wykluczone, że przez tę noczdążyliście się wzajemnie powybijać co do nogi, a znającwas, uważam tę ewentualność za wielce prawdopodobną.Jeżeli jednak przypadkowo ktoś z was pozostał przy życiu,to chcę wam zakomunikować kilka ciekawych rzeczy.Niebędę przed wami ukrywał, że przewidziałem możliwośćwaszego rychłego zejścia z tego świata, a nawet celowostworzyłem wam takie warunki, abyście mogli sięwymordować.Tylko najsilniejsze psychicznie i fizyczniejednostki mogły taką noc przetrwać i takie są godneszczęścia, jakie przyniesie im odziedziczenie pozostałego pomnie majątku.Nie cieszcie się jednak przedwcześnie.Tonie będzie takie łatwe i proste.Kiedy wrócę za sto lubwięcej lat — nie pozostanie po was nawet popiół.Dlategochcę wam dać niebywałą szansę.Możecie jeszcze dziśprzyłączyć się do mojej wyprawy, w pojeździe kosmicznym,który wystartuje o godzinie dziewiątej trzydzieści z lotniskaw Compiegne, złączy się po kilku godzinach z moimpojazdem i po przejściu przez was na pokład mego statku,ulegnie samozniszczeniu.Decyzję taką podjąłem z wieluwzględów.Jestem, jak wiecie, dość stary i muszę miećpomoc i opiekę, a poza tym nie lubię samotności.Nie uleganajmniejszej wątpliwości, że dołączą do mnie ci, którzywykazali maksimum odwagi, siły i przebiegłości, a o takichtowarzyszy mi chodzi.Ponadto, po powrocie, na tymnowym, nieznanym świecie, który równie dobrze może byćzaludniony przez nowe stwory, wytwory innych cywilizacji,przyjemnie będzie mieć trochę znajomych twarzy.Co zaśdo was, to uprzedzam, że podejmujecie wielkie ryzyko:możecie zginąć w trakcie lotu lub lądowania, chociażsterujący pojazdem, mój stary przyjaciel, generał ClaudePassager, zapewniał mnie o całkowitym bezpieczeństwie wtym zakresie.Poza tym musicie zapomnieć o swychbliskich, jeżeli ich macie, rozstać się z waszym światem, doktórego nigdy już nie powrócicie.W zamian za to, wprzyszłości, która wcale nie wyda się wam daleka,dostaniecie po mojej śmierci olbrzymi majątek w równychczęściach do podziału, pomnożony przez lata nieobecności.Pozwoli on wam zakosztować wszystkich uciech, jakie tylkosą dostępne dla człowieka na tym padole ziemskim.A więc,pamiętajcie, o dziewiątej trzydzieści na lotnisku wCompiegne.W prawej szufladzie komódki pod telewizoremznajdziecie kluczyki do czarnego Mercedesa, który stoi wgarażu.Możecie nim przyjechać.Jeżeli umrę w czasie lotu,a ciało moje będzie nosić oznaki gwałtownej śmierci,zostaniecie wydziedziczeni, nie radzę więc próbowaćżadnych sztuczek.Do zobaczenia! Do odważnych światnależy!Głos dziadka Mignona umilkł i w tym samym momencieurwał się raptownie obraz w telewizorze.Spojrzałem na Ewę i prawie jej nie poznałem.Wyglądałaniezwykle, jak w jakimś transie.Oczy jej płonęły, pierś unosiłasię w gwałtownym oddechu, ręce, którymi mnie dotknęła,elektryzowały jak pod napięciem.Zrozumiałem, że ona jużpodjęła decyzję.Chwilę trwało między nami głuche milczenie,w czasie którego ważyły się nasze losy [ Pobierz całość w formacie PDF ]