[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przygotuj się na pierwszą fazę zmiękczania.Przygotujsię na wielki skowyt.Skowyt rzeczywiście był wielki.Hengist o mało nie rozerwał stalowych łańcuchów,którymi przykuty był do ścian Wanienki Zmiękczającej.Zaczął wyć i skręcać się, zanimzaczęła się tortura, bo wiedział, \e jego wycie jeszcze lepiej rozprasza tatusia mamę ni\wszystkie pytania, jakie mógłby zadać.W końcu, to był tatuś mama i synkowi współczuł. Jonga pełzła.Szło jej to coraz lepiej.Umiała ju\ wykorzystywać nieustanniepowtarzające się skurcze bólu jako motor dla szybkich ruchów.W tej chwili znajdowała się wrurze.Rura nie miała więcej jak piętnaście centymetrów średnicy, ale to nie stanowiło\adnego problemu.Tyle \e Jonga musiała przybrać postać wielkiej czterołokciowej glisty zludzką twarzą. Wiesz, to bardzo trudne i odpowiedzialne zadanie, torturować drzewo  mówił ktoś uwylotu rury. Kurwa, ile mo\na pompować.Zatkał się ten kran czy co?Z głuchym bulgotem i popierdywaniem półpłynna Jonga zaczęła wypadać z rury.Dwiewąsate postaci w hełmach i misiurkach, z teczkami pod pachą, nachyliły się nad nią zcichutkim jękiem.Jonga, wypadając ju\ całkowicie z rury, splunęła kawałeczkami swoichpłuc najpierw w twarz pierwszego, a potem drugiego rycerza. Hraaa  wychrypiał pierwszy rycerz.Drugi skulił się i upuścił teczkę.Fragmenty płucekbyły pełne wodnych mrówek, które wgryzły się natychmiast w twarze obu panów.Jongapełzła dalej.Była w czymś, co wyglądało jak łaznia, z małą wanienką pośrodku.Na ścianach widniaływypisane hasła:  Aj! Jak boli! ,  Au!!! Litości!!! i  Błagam, nie!!!.Nad wanienkąpochylała się piękna kobieta o fioletowych oczach.Na jej widok Jonga zamarła.Ale tylko nachwilę. No proszę  powiedziała piękna kobieta. Jakiś szkodnik dostał się tu przez kanałkanalizacyjny. Mamo!  zawołało coś malutkiego z wanienki. Tatusiu mamo, ja się boję! Cicho, syneczku  odpowiedziała kobieta. To tylko wielki glistolud.Zaraz gozabijemy.Ju\ jest bliziutko, mamusia machnie mieczem.I wrócimy do zmiękczania.Zarazosiągniesz wielkość i miękkość trzylatka. Nie!  poczuł Hengist.I usłyszał jeszcze jedną myśl:  Wodne mró.. Nie.Zabi.Nie.Ruszaj.Mie.Miecza.Napluję.Nie.Ruszaj.Się. mówiłocoś z wnętrza stwora, stwora o twarzy z surowego mięsa.Stwór był blisko.Rzeczywiście naodległość splunięcia. Nie ruszam się  powiedziała kobieta, chocia\ widać było, \e ma wielką ochotę sięruszyć. Jeden.Ruch.I napluję.Trafię. Morda stwora obwąchiwała kobietę z bliska, jejnogi w wyszywanych złotą nicią sandałach, jej dłonie. Nie robię \adnych ruchów.  A.Ja.I.Tak.Napluję. Dobrze  powiedziała kobieta  ale nie rób nic mojemu dziecku. Napluję. Nie!  zawołało dziecko z wanienki. Nie lób tego! Ziabijeś ją! Ziabijać nie! Nieśmiejć! Nie śmiejć! E!  powiedziała kobieta i upadła na podłogę.Zliczna jest Jonga, śliczna jest i młodaZdrowa, radosna i dziewiczo czystaUosobiona śmieje się pogodaCzyli wesoła, piękna twarz HengistaZmiechem prawdziwym ryczy te\ BarbaroW izbie sąsiedniej Tundu ju\ w spi\arniSzynki rozdziela więzniom i ofiaromCo miały skończyć  lub nie-skończyć  marnieZiofilattu córkę-wnuczkę ściskaRozwiał się naraz zapach kazirodztwaI bumbonowi daje Rytar pyskaStoi pod turmą z dyni cud-karocaMury pękają, zrywa wicher dachyStorturowane stają drzewa w kwiatachSłodkie, wiosenne, świe\e są zapachyBluszczem obrasta zielonkawym krataOgród na Rombu zrębie się formujeOgród dla oczu, serca, myśli, duszyKa\dy z więzionych naraz obmacujeSwoje spiczaste, piękne, nowe uszyKwitnie w ogrodzie ró\a, lilia, powójKwitnie te\ miłość, mądrość, spokój, dzielnośćWszystko, co zwiędło, kwitnie tutaj znowuKwitnie te\ \ycie, kwitnie nieśmiertelność Jak to się stało, \e on nagle umarł Przecie\ na niego wcale nie naplułam Głośno tak Jonga nasza sobie dumaChocia\ i ona z prawdy coś przeczuła Dobrze się stało, \e jej nie zabiłaś Mówi jej Hengist, co ma prawdę w sercu Lepiej byłoby, \eby ona \yłaNi\ być raz jeszcze, jeszcze raz mordercą.Myślę, \e właśnie śmierć jej naturalnaZdjęła z nas klątwę śmierci i cierpienia. Zmierć naturalna? Nie, nienaturalna!Wolne są elfy od śmierci brzemienia!Tak Jonga woła, lecz Hengist tłumaczyZmierci prawidła  i \ycia  zło\one Elf nieśmiertelny, ale có\ to znaczy?śe nieśmiertelny jest on w jedną stronęśycie bez końca przecie\ ma początek!Byt bez początku musi mieć swój koniecKończy się w grobie istnienie odwieczneTak, jak to wieczne zaczyna się w łonieJest nieśmiertelność, co początek miałaI jest jej celem przyszłość nieskończona.Jest nieśmiertelność, co od zawsze trwałaTa nieśmiertelność musi kiedyś skonać!Kto raz się zrodził, temu przyszłość wiecznaKto \ył od zawsze, musi kiedyś umrzećPierwszym być Elfem  rzecz to niebezpiecznaCesarz był Pierwszym, wreszcie to zrozum\eMusiał być Pierwszy, aby spłodzić wiecznychTo on nam właśnie podarował bycieLecz sam miał umrzeć, wiedział o tym, biedny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •