[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To, kurwa, nie fair piekliła się Jam. Fair? powtórzyła Bev. Biedactwo.Słuchaj, mówisz nam, żeżycie jest smutne, ponure i paskudne i pewnie masz ochotę się nadsobą porozczulać z tego powodu, ale moje pytanie brzmi: Kto, u licha,mówił ci, kotku, że będzie inaczej? Która to fabryka słodyczy wy-puściła cię, nabijając głowę tymi cukierkowatymi bzdurami? Jakbabcię kocham! Jest jeszcze parę innych podstawowych prawd, któreci teraz objawię: słońce daje życie, ale zmieni cię w garstkę popiołu,jeśli się do niego zbliżysz; musisz pić, aby żyć, lecz czasem wodapotrafi zabić; Wuj Sam wcale nie traktuje cię jak krewną, a Bógzapomniał już twojego imienia i twarzy. Jasne! Czyli co, wypijmy za to, pośmiejmy się i żyjmy dalej,hę?Jam dąsała się dalej.Potrafiła swoimi humorami popsuć nastrójkażdemu.Wtrąciłem się: Dodaj do tego, że miłość to tylko puszka z ro-bakami.Samochód nie zatrzymał się jeszcze na podjezdzie, kiedy Jamwyskoczyła, zostawiając otwarte drzwi.Zgasiłem silnik i rzekłem: Odbiło jej. Aha.Przesunąłem fotel do przodu, żeby Bev mogła wysiąść przezprzednie drzwi.Położyła swoją dłoń na mojej.Gdy na nią spojrzałem,ona spojrzała na mnie, zuchwale i elektryzująco. Sammy, czy waliłeś konia, myśląc o mnie ostatniej nocy? E, nie. Nie? A miałam wrażenie, że może jednak. Waliłem konia.Temu nie zaprzeczam.Jej nos poruszył się lekko przez okamgnienie, po czym pojawił sięuśmiech. Chyba właśnie odpowiedziałeś na moje pytanie.Słodki jesteś.12Takie sobie pożądanieNo i nadszedł ten poniedziałek.Wiedziałem, że nie pójdzie dobrze, ale poszło jeszcze gorzej, niżmyślałem. Nie potrafię się wczuć.Muszę myśleć, myśleć, myśleć przedkażdym ruchem. Jason wciskał swoją osłupiałą twarz w wybrzu-szenie moskitiery, szepcząc do Jam i do mnie.Oboje przycupnęliśmyobok ganku jak kubły na śmieci, a on wysłuchiwał naszych rad, gdytylko wymknął się w pobliże moskitiery i mógł nas usłyszeć. Niekręci mnie to.Nie kręci mnie to w ogóle.Samochód kobiety stał na podjezdzie, błyszcząca, czarna fura,cadillac, a jego obecność na naszym dziurawym, pozbawionymtrawnika podwórzu kazała zadać pytanie: Co w tym obrazku niepasuje do reszty? Kobieta poszła do łazienki, ale nie po to, by przy-pudrować sobie nos, sądząc po odgłosach.Kazała wcześniej umyćsobie i ułożyć włosy, zrobić manikiur, a w międzyczasie tak zaczęłapodrywać Jasona słowem i tonem, i ściskaniem palców, że ten sięwystraszył. Połóż rękę na jej udzie wyszeptałem. I co dalej? Hm, cóż, wsuń dłoń pod jej spódnicę, w to miejsce, i spytaj: Może zmierzyć pani temperaturę? Co?Jamalee szturchnęła mnie i jęknęła żałośnie. Jesteś okropny, Sammy.I żałosny.Może to i działało na tekrowy, z którymi się parzyłeś, ale nie na tę babkę. No to co? W jego głosie dzwięczały krople potu. Mówcieszybko.Słyszę już, że bierze papier toaletowy. Jason rzekłem nie rób nic, po prostu bądz i reaguj.Wy-starczy, że będziesz stał tam spokojnie, że nie uciekniesz i uśmiech-niesz się do niej raz czy dwa.Uwierz mi, dobierze się do ciebie poswojemu, i to już za chwilę.Poszła pewnie do kibelka założyć cotrzeba. Znaczy co.?Kobieta miała obcasy, na których opierała cały swój ciężar, gdychodziła, tak że kłapały po podłodze: kłap, kłap, kłap.Dotarł do mnie jej zapach dobył się na zewnątrz, aż na podwórze wykonał swe zadanie.Ten zapach wprawiał w nastrój, wprawiał wtaki nastrój, że miałem ochotę wpaść tam, powiedzieć Jasonowi, żebyzabierał ten swój śliczniusi chudy tyłek i dopuścił do miski wielkiegopsa.Jego twarz przez moskitierę stanowiła obraz nieuchronnościprzeznaczenia.Odwrócił się twarzą tam, skąd dochodziły kroki. Może teraz, pani Mallahan, pomasuję pani kark i głowę.Czychce pani napić się najpierw herbaty? Chcę, tygrysie, żebyś zaczął do mnie mówić Linda, tak jakproszę już od jakiegoś czasu. Dobrze, Lindo.Mam herbatę ziołową i zwyczajną. Usiądz tu lepiej, przy mnie, na kanapie, i opowiedz mi o tychziołowych aromatach.Przeważnie piję bourbona, a ty, boski chłopcze,wprowadzasz mnie w zupełnie inny świat. Jesteś pewna, że chcesz, żebym.no wiesz, usiadł przy tobie?Lindo?Kroki zaczęły kłapać. Czy mówię jak ktoś, kto nie jest pewien, czego chce?Ruszył za nią. Chyba nie.Przypuszczam, że próbował domyślić się każdego centymetra tejnowej dla siebie drogi.Jason, jestem tego pewien, nic nie zaliczył,odkąd sam został zaliczony.Wylądował na kanapie dosyć szybko,usiłując wymyślić sposób na zaspokojenie kobiety, rzucając się na niąz każdym swym domysłem, a na początek nie posiadał tych domysłówwiele.Wszystko, co miał jej do zaofiarowania, to własna uroda i takiesobie pożądanie.Jamalee i ja tkwimy więc jak ruchome głazy obok ganka, gotowiudzielić instrukcji w każdej chwili przerwy.Nasza kryjówka mieścisię pod poręczą.Są tam robaki, pajęczyny i stare gniazda os, a do tegoostre szyjki butelek, które odkrywasz nagle przy pomocy własnegotyłka. Spytałaś chociaż kiedyś tego chłopca, czy będzie w stanieprzelecieć kobietę? Nie zadaję pytań, na które wolę nie znać odpowiedzi.Niebo stało się popielate i tłuste od potu, jakby od południa nad-ciągał zawał serca.Ziemia pachniała przyjemnie.Dzwięki z kanapyniosły się przez cienkie ściany domku i przeciskały przez moskitierędo miejsca, gdzie kucaliśmy. Nigdy nie sposób tak po prostu żyć stwierdziła Jamalee.Kiedy słuchała swego brata i tamtej kobiety, zdawała się uosabiaćodpływ, była wypompowana i bez sił. Zawsze trzeba od życiaprzyjmować męczącą nauczkę.*Drzwi w domku marzeń zamknęły się z trzaskiem.Nasza trójka zebrała się w kuchni, Jamalee żuła wargę, a Jasonwycierał z oczu łzy, usiłując oddychać powoli i zetrzeć ze swej twarzyczerwień [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
. To, kurwa, nie fair piekliła się Jam. Fair? powtórzyła Bev. Biedactwo.Słuchaj, mówisz nam, żeżycie jest smutne, ponure i paskudne i pewnie masz ochotę się nadsobą porozczulać z tego powodu, ale moje pytanie brzmi: Kto, u licha,mówił ci, kotku, że będzie inaczej? Która to fabryka słodyczy wy-puściła cię, nabijając głowę tymi cukierkowatymi bzdurami? Jakbabcię kocham! Jest jeszcze parę innych podstawowych prawd, któreci teraz objawię: słońce daje życie, ale zmieni cię w garstkę popiołu,jeśli się do niego zbliżysz; musisz pić, aby żyć, lecz czasem wodapotrafi zabić; Wuj Sam wcale nie traktuje cię jak krewną, a Bógzapomniał już twojego imienia i twarzy. Jasne! Czyli co, wypijmy za to, pośmiejmy się i żyjmy dalej,hę?Jam dąsała się dalej.Potrafiła swoimi humorami popsuć nastrójkażdemu.Wtrąciłem się: Dodaj do tego, że miłość to tylko puszka z ro-bakami.Samochód nie zatrzymał się jeszcze na podjezdzie, kiedy Jamwyskoczyła, zostawiając otwarte drzwi.Zgasiłem silnik i rzekłem: Odbiło jej. Aha.Przesunąłem fotel do przodu, żeby Bev mogła wysiąść przezprzednie drzwi.Położyła swoją dłoń na mojej.Gdy na nią spojrzałem,ona spojrzała na mnie, zuchwale i elektryzująco. Sammy, czy waliłeś konia, myśląc o mnie ostatniej nocy? E, nie. Nie? A miałam wrażenie, że może jednak. Waliłem konia.Temu nie zaprzeczam.Jej nos poruszył się lekko przez okamgnienie, po czym pojawił sięuśmiech. Chyba właśnie odpowiedziałeś na moje pytanie.Słodki jesteś.12Takie sobie pożądanieNo i nadszedł ten poniedziałek.Wiedziałem, że nie pójdzie dobrze, ale poszło jeszcze gorzej, niżmyślałem. Nie potrafię się wczuć.Muszę myśleć, myśleć, myśleć przedkażdym ruchem. Jason wciskał swoją osłupiałą twarz w wybrzu-szenie moskitiery, szepcząc do Jam i do mnie.Oboje przycupnęliśmyobok ganku jak kubły na śmieci, a on wysłuchiwał naszych rad, gdytylko wymknął się w pobliże moskitiery i mógł nas usłyszeć. Niekręci mnie to.Nie kręci mnie to w ogóle.Samochód kobiety stał na podjezdzie, błyszcząca, czarna fura,cadillac, a jego obecność na naszym dziurawym, pozbawionymtrawnika podwórzu kazała zadać pytanie: Co w tym obrazku niepasuje do reszty? Kobieta poszła do łazienki, ale nie po to, by przy-pudrować sobie nos, sądząc po odgłosach.Kazała wcześniej umyćsobie i ułożyć włosy, zrobić manikiur, a w międzyczasie tak zaczęłapodrywać Jasona słowem i tonem, i ściskaniem palców, że ten sięwystraszył. Połóż rękę na jej udzie wyszeptałem. I co dalej? Hm, cóż, wsuń dłoń pod jej spódnicę, w to miejsce, i spytaj: Może zmierzyć pani temperaturę? Co?Jamalee szturchnęła mnie i jęknęła żałośnie. Jesteś okropny, Sammy.I żałosny.Może to i działało na tekrowy, z którymi się parzyłeś, ale nie na tę babkę. No to co? W jego głosie dzwięczały krople potu. Mówcieszybko.Słyszę już, że bierze papier toaletowy. Jason rzekłem nie rób nic, po prostu bądz i reaguj.Wy-starczy, że będziesz stał tam spokojnie, że nie uciekniesz i uśmiech-niesz się do niej raz czy dwa.Uwierz mi, dobierze się do ciebie poswojemu, i to już za chwilę.Poszła pewnie do kibelka założyć cotrzeba. Znaczy co.?Kobieta miała obcasy, na których opierała cały swój ciężar, gdychodziła, tak że kłapały po podłodze: kłap, kłap, kłap.Dotarł do mnie jej zapach dobył się na zewnątrz, aż na podwórze wykonał swe zadanie.Ten zapach wprawiał w nastrój, wprawiał wtaki nastrój, że miałem ochotę wpaść tam, powiedzieć Jasonowi, żebyzabierał ten swój śliczniusi chudy tyłek i dopuścił do miski wielkiegopsa.Jego twarz przez moskitierę stanowiła obraz nieuchronnościprzeznaczenia.Odwrócił się twarzą tam, skąd dochodziły kroki. Może teraz, pani Mallahan, pomasuję pani kark i głowę.Czychce pani napić się najpierw herbaty? Chcę, tygrysie, żebyś zaczął do mnie mówić Linda, tak jakproszę już od jakiegoś czasu. Dobrze, Lindo.Mam herbatę ziołową i zwyczajną. Usiądz tu lepiej, przy mnie, na kanapie, i opowiedz mi o tychziołowych aromatach.Przeważnie piję bourbona, a ty, boski chłopcze,wprowadzasz mnie w zupełnie inny świat. Jesteś pewna, że chcesz, żebym.no wiesz, usiadł przy tobie?Lindo?Kroki zaczęły kłapać. Czy mówię jak ktoś, kto nie jest pewien, czego chce?Ruszył za nią. Chyba nie.Przypuszczam, że próbował domyślić się każdego centymetra tejnowej dla siebie drogi.Jason, jestem tego pewien, nic nie zaliczył,odkąd sam został zaliczony.Wylądował na kanapie dosyć szybko,usiłując wymyślić sposób na zaspokojenie kobiety, rzucając się na niąz każdym swym domysłem, a na początek nie posiadał tych domysłówwiele.Wszystko, co miał jej do zaofiarowania, to własna uroda i takiesobie pożądanie.Jamalee i ja tkwimy więc jak ruchome głazy obok ganka, gotowiudzielić instrukcji w każdej chwili przerwy.Nasza kryjówka mieścisię pod poręczą.Są tam robaki, pajęczyny i stare gniazda os, a do tegoostre szyjki butelek, które odkrywasz nagle przy pomocy własnegotyłka. Spytałaś chociaż kiedyś tego chłopca, czy będzie w stanieprzelecieć kobietę? Nie zadaję pytań, na które wolę nie znać odpowiedzi.Niebo stało się popielate i tłuste od potu, jakby od południa nad-ciągał zawał serca.Ziemia pachniała przyjemnie.Dzwięki z kanapyniosły się przez cienkie ściany domku i przeciskały przez moskitierędo miejsca, gdzie kucaliśmy. Nigdy nie sposób tak po prostu żyć stwierdziła Jamalee.Kiedy słuchała swego brata i tamtej kobiety, zdawała się uosabiaćodpływ, była wypompowana i bez sił. Zawsze trzeba od życiaprzyjmować męczącą nauczkę.*Drzwi w domku marzeń zamknęły się z trzaskiem.Nasza trójka zebrała się w kuchni, Jamalee żuła wargę, a Jasonwycierał z oczu łzy, usiłując oddychać powoli i zetrzeć ze swej twarzyczerwień [ Pobierz całość w formacie PDF ]