[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrócił do stołu, otworzył teczkę i wyjąłz niej notes z telefonami.Znalazł właściwą stronę, wystukał numer i stał, drapiąc się popoliczku w oczekiwaniu, aż po tamtej stronie ktoś podniesie słuchawkę.Zciskając pod pachą termofor, Effie dotarła do zakrętu schodów, kiedy posłyszałachrzęst opon na żwirowym podjezdzie.Zatrzymała się zdziwiona, obróciła i zaczęła schodzićz powrotem.Gdy weszła do salonu, Alicja Inchelvie spojrzała na nią znad książki, a potemrzuciła okiem na zegar nad kominkiem.- Effie, jeszcze nie w domu? Jest wpół do dziesiątej!- Ano tak wyszło.Właśnie niosłam termofor do pani łóżka, kiedy.to jest, czyspodziewa się pani kogoś? Bo właśnie słyszałam samochód przed domem.- Nie.- Alicja odłożyła książkę i podniosła się z fotela.- Nie wiem, kto mógłby nasodwiedzić o tej porze.Chodzmy się przekonać.Nim dotarła do progu, szczęk otwieranych drzwi wejściowych zbudził psy, którezerwały się z ujadaniem i minąwszy ją wypadły do holu, skrobiąc pazurami wyfroterowanyparkiet.Alicja zerknęła niepewnie na gosposię, złapała ją za rękę i nadrabiając miną wyszłado holu.Stał tam otoczony łaszącymi się psami George Inchelvie.- Dobre pieski, dobre.No, już starczy tych czułości.- Wyprostował się, powoli zdjąłszalik i powiesił go na wieszaku.- George! - wykrzyknęła Alicja z niepokojem.- Co ty tutaj robisz? Przecież miałeśspędzić jeszcze jedną noc w Glasgow!George zdjął palto i położył je na ławce.- Taki miałem zamiar.- Podparł się laską i ruszył im naprzeciw.- Ale około wpół doszóstej telefonował do mnie do hotelu Duncan Caple.Właśnie pakował w biurze dokumenty,które miał zabrać ze sobą do Europy, gdy do niego z kolei zadzwonił ten nowy amerykańskidystrybutor.Mniejsza o to; w każdym razie odbyłem z nim półgodzinną rozmowę, po którejzdecydowałem, że nic po mnie w Glasgow i wróciłem do domu.Alicja patrzyła na męża zatroskana.Wszystko - ciche urywane słowa, bladość,głębokie bruzdy na twarzy podkreślone jeszcze przez boczne światło w holu - świadczyło otym, że jest skrajnie wyczerpany.- Co się stało? - zapytała.George zawahał się, a Effie, pojmując, że nie chce mówić przy niej, zawróciła kuschodom.- To ja pójdę zanieść ten termofor, milady - bąknęła, lecz po kilku krokach sięzatrzymała.- Czy wasza lordowska mość nie jest głodny? Mam w lodówce potrawkę, którąmogłabym przygrzać, albo może kanapkę z serem.George potrząsnął głową.- To miłe z twojej strony, Effie, ale nie, dziękuję.- Przez jego znużoną twarzprzemknął kwaśny uśmiech.- Jedyne, na co mam w tej chwili ochotę, to szklaneczka whisky.Alicja podeszła i ujęła go pod ramię.- Chodz, siądziemy sobie przy kominku.W milczeniu przeszli do salonu.George opadł ciężko na fotel, krzywiąc się z bólu.- Ależ mi plecy dają w kość! - syknął.- Za długo siedziałem za kierownicą.- W ogóle za dużo ostatnio na ciebie spada, Georgie.- Alicja pokręciła głową.- Zarazpodam ci whisky, a ty mi opowiesz, co się stało.- Wyjęła z narożnego barku szklankę i dopołowy pełną karafkę.- David dzwonił? - spytał George.- Nie.- Alicja odmierzyła do szklanki podwójną porcję trunku i zakorkowała karafkę.- A miał dzwonić?Mąż patrzył na nią przez chwilę, zbierając myśli.- Zdaje się, że to spotkanie w Nowym Jorku nie poszło mu najlepiej.Alicja wręczyła mu szklankę i przysiadła na brzeżku swojego fotela, opierając łokciena kolanach.- Dlaczego?- Nie jestem pewien.O ile dobrze zrozumiałem, wyszedł w połowie ku zaskoczeniuwszystkich zgromadzonych.W każdym razie tak powiedział mi Duncan.- George pociągnąłłyk whisky.- Ale to dopiero połowa problemu.Alicja milczała, czekając, co powie dalej.George w zadumie zagryzł wargę.Po chwilipodjął:- Duncan twierdzi, że niewytłumaczalne zachowanie Davida na tym spotkaniu jestdowodem, iż nie jest on w stanie wykonywać swojej pracy.A ponieważ Glendurnich musimieć szefa marketingu, chce zatrudnić kogoś tak szybko, jak się tylko da.Alicja oparła się głębiej i przymknęła oczy.No tak.Stało się.Nie przypuszczała, żejednak do tego dojdzie.- Co mu odpowiedziałeś?- A co miałem odpowiedzieć? - zdenerwował się George.- Co prawda firma należy dorodziny, ale nie mogę faworyzować syna, jeśli ewidentnie nie ma z niego pożytku.Wiem, żeto nie jego wina, ale rozumiem też położenie, w jakim znalazł się Duncan.- Wychyliłszklankę do dna i odetchnął głęboko, by się opanować.- Ostatecznie ustaliliśmy, że zatrudninowego dyrektora handlowego, ale tylko na rok.Zdołałem to na nim wymusić, mam bowiemnadzieję, że do tego czasu David się pozbiera.Jeśli w ciągu roku sytuacja nie ulegnie zmianie,Duncan będzie miał prawo przedłużyć kontrakt wedle własnego uznania.W salonie zapadła cisza.Słychać było tylko tykanie starego zegara na kominku irytmiczny odgłos, gdy jeden z psów poczochrał się tylną łapą po karku.- Co się dzieje, Georgie? - szepnęła w końcu Alicja.- Wszystko wymyka się nam zrąk.Chyba nigdy nie mieliśmy tylu zmartwień naraz.Pracujesz dziś ciężej niż za młodu.-Urwała, siadła na fotelu i odgarnęła za ucho luzny kosmyk włosów.- Miałam taką nadzieję,że ta podróż będzie dla Davida punktem zwrotnym.- Spojrzała na męża.- Jeśli wszystkozacznie się znów od początku.nie wiem, czy tym razem zdołamy to udzwignąć.George powoli pokiwał głową, przyznając jej rację.- Wiem.Niedobrze, że tak się stało.Zastanawiam się, gdzie jest w tej chwili.Na biurku hałaśliwie rozdzwonił się telefon.Alicja wstała ociężale i podeszła, żeby goodebrać.- Halo, Inchelvie.Tak.tak, Richardzie, jak się masz?.Dlaczego? Co się stało?.Och, Boże, tego się obawiałam.I jeszcze grypa! Richardzie, jestem ci ogromnie wdzięczna,ale to dla ciebie straszny kłopot.Rozumiem, ale czy Carrie ma na to czas?.Aha.Tak.Tak, myślę, że masz rację.Im prędzej wróci do kraju, tym lepiej.Poniedziałek wieczór?.Tak, naturalnie; załatwię, żeby ktoś go odebrał w Glasgow.Oczywiście.I, Richardzie,bardzo ci dziękuję, że zadzwoniłeś.Do usłyszenia.Odłożyła słuchawkę i odwróciła się do męża, by odpowiedzieć na jego niedokończonepytanie.Wiedząc, że telefon lepiej odbiera na drodze A9, Duncan Caple spokojnie minąłAviemore i dopiero potem nacisnął jeden z trzech klawiszy, pod którymi zakodowane byłynumery telefonów Johna Davenporta, prezesa Kirkpatrick Holdings Plc.Z zestawu głośnomówiącego dobyły się trzy długie sygnały, nim ktoś podniósł słuchawkę.- Halo? - odezwał się damski głos.- Dobry wieczór, czy mógłbym mówić z Johnem?- Chwileczkę.Słuchawka stuknęła o stolik, a potem ten sam damski głos zawołał Johna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Wrócił do stołu, otworzył teczkę i wyjąłz niej notes z telefonami.Znalazł właściwą stronę, wystukał numer i stał, drapiąc się popoliczku w oczekiwaniu, aż po tamtej stronie ktoś podniesie słuchawkę.Zciskając pod pachą termofor, Effie dotarła do zakrętu schodów, kiedy posłyszałachrzęst opon na żwirowym podjezdzie.Zatrzymała się zdziwiona, obróciła i zaczęła schodzićz powrotem.Gdy weszła do salonu, Alicja Inchelvie spojrzała na nią znad książki, a potemrzuciła okiem na zegar nad kominkiem.- Effie, jeszcze nie w domu? Jest wpół do dziesiątej!- Ano tak wyszło.Właśnie niosłam termofor do pani łóżka, kiedy.to jest, czyspodziewa się pani kogoś? Bo właśnie słyszałam samochód przed domem.- Nie.- Alicja odłożyła książkę i podniosła się z fotela.- Nie wiem, kto mógłby nasodwiedzić o tej porze.Chodzmy się przekonać.Nim dotarła do progu, szczęk otwieranych drzwi wejściowych zbudził psy, którezerwały się z ujadaniem i minąwszy ją wypadły do holu, skrobiąc pazurami wyfroterowanyparkiet.Alicja zerknęła niepewnie na gosposię, złapała ją za rękę i nadrabiając miną wyszłado holu.Stał tam otoczony łaszącymi się psami George Inchelvie.- Dobre pieski, dobre.No, już starczy tych czułości.- Wyprostował się, powoli zdjąłszalik i powiesił go na wieszaku.- George! - wykrzyknęła Alicja z niepokojem.- Co ty tutaj robisz? Przecież miałeśspędzić jeszcze jedną noc w Glasgow!George zdjął palto i położył je na ławce.- Taki miałem zamiar.- Podparł się laską i ruszył im naprzeciw.- Ale około wpół doszóstej telefonował do mnie do hotelu Duncan Caple.Właśnie pakował w biurze dokumenty,które miał zabrać ze sobą do Europy, gdy do niego z kolei zadzwonił ten nowy amerykańskidystrybutor.Mniejsza o to; w każdym razie odbyłem z nim półgodzinną rozmowę, po którejzdecydowałem, że nic po mnie w Glasgow i wróciłem do domu.Alicja patrzyła na męża zatroskana.Wszystko - ciche urywane słowa, bladość,głębokie bruzdy na twarzy podkreślone jeszcze przez boczne światło w holu - świadczyło otym, że jest skrajnie wyczerpany.- Co się stało? - zapytała.George zawahał się, a Effie, pojmując, że nie chce mówić przy niej, zawróciła kuschodom.- To ja pójdę zanieść ten termofor, milady - bąknęła, lecz po kilku krokach sięzatrzymała.- Czy wasza lordowska mość nie jest głodny? Mam w lodówce potrawkę, którąmogłabym przygrzać, albo może kanapkę z serem.George potrząsnął głową.- To miłe z twojej strony, Effie, ale nie, dziękuję.- Przez jego znużoną twarzprzemknął kwaśny uśmiech.- Jedyne, na co mam w tej chwili ochotę, to szklaneczka whisky.Alicja podeszła i ujęła go pod ramię.- Chodz, siądziemy sobie przy kominku.W milczeniu przeszli do salonu.George opadł ciężko na fotel, krzywiąc się z bólu.- Ależ mi plecy dają w kość! - syknął.- Za długo siedziałem za kierownicą.- W ogóle za dużo ostatnio na ciebie spada, Georgie.- Alicja pokręciła głową.- Zarazpodam ci whisky, a ty mi opowiesz, co się stało.- Wyjęła z narożnego barku szklankę i dopołowy pełną karafkę.- David dzwonił? - spytał George.- Nie.- Alicja odmierzyła do szklanki podwójną porcję trunku i zakorkowała karafkę.- A miał dzwonić?Mąż patrzył na nią przez chwilę, zbierając myśli.- Zdaje się, że to spotkanie w Nowym Jorku nie poszło mu najlepiej.Alicja wręczyła mu szklankę i przysiadła na brzeżku swojego fotela, opierając łokciena kolanach.- Dlaczego?- Nie jestem pewien.O ile dobrze zrozumiałem, wyszedł w połowie ku zaskoczeniuwszystkich zgromadzonych.W każdym razie tak powiedział mi Duncan.- George pociągnąłłyk whisky.- Ale to dopiero połowa problemu.Alicja milczała, czekając, co powie dalej.George w zadumie zagryzł wargę.Po chwilipodjął:- Duncan twierdzi, że niewytłumaczalne zachowanie Davida na tym spotkaniu jestdowodem, iż nie jest on w stanie wykonywać swojej pracy.A ponieważ Glendurnich musimieć szefa marketingu, chce zatrudnić kogoś tak szybko, jak się tylko da.Alicja oparła się głębiej i przymknęła oczy.No tak.Stało się.Nie przypuszczała, żejednak do tego dojdzie.- Co mu odpowiedziałeś?- A co miałem odpowiedzieć? - zdenerwował się George.- Co prawda firma należy dorodziny, ale nie mogę faworyzować syna, jeśli ewidentnie nie ma z niego pożytku.Wiem, żeto nie jego wina, ale rozumiem też położenie, w jakim znalazł się Duncan.- Wychyliłszklankę do dna i odetchnął głęboko, by się opanować.- Ostatecznie ustaliliśmy, że zatrudninowego dyrektora handlowego, ale tylko na rok.Zdołałem to na nim wymusić, mam bowiemnadzieję, że do tego czasu David się pozbiera.Jeśli w ciągu roku sytuacja nie ulegnie zmianie,Duncan będzie miał prawo przedłużyć kontrakt wedle własnego uznania.W salonie zapadła cisza.Słychać było tylko tykanie starego zegara na kominku irytmiczny odgłos, gdy jeden z psów poczochrał się tylną łapą po karku.- Co się dzieje, Georgie? - szepnęła w końcu Alicja.- Wszystko wymyka się nam zrąk.Chyba nigdy nie mieliśmy tylu zmartwień naraz.Pracujesz dziś ciężej niż za młodu.-Urwała, siadła na fotelu i odgarnęła za ucho luzny kosmyk włosów.- Miałam taką nadzieję,że ta podróż będzie dla Davida punktem zwrotnym.- Spojrzała na męża.- Jeśli wszystkozacznie się znów od początku.nie wiem, czy tym razem zdołamy to udzwignąć.George powoli pokiwał głową, przyznając jej rację.- Wiem.Niedobrze, że tak się stało.Zastanawiam się, gdzie jest w tej chwili.Na biurku hałaśliwie rozdzwonił się telefon.Alicja wstała ociężale i podeszła, żeby goodebrać.- Halo, Inchelvie.Tak.tak, Richardzie, jak się masz?.Dlaczego? Co się stało?.Och, Boże, tego się obawiałam.I jeszcze grypa! Richardzie, jestem ci ogromnie wdzięczna,ale to dla ciebie straszny kłopot.Rozumiem, ale czy Carrie ma na to czas?.Aha.Tak.Tak, myślę, że masz rację.Im prędzej wróci do kraju, tym lepiej.Poniedziałek wieczór?.Tak, naturalnie; załatwię, żeby ktoś go odebrał w Glasgow.Oczywiście.I, Richardzie,bardzo ci dziękuję, że zadzwoniłeś.Do usłyszenia.Odłożyła słuchawkę i odwróciła się do męża, by odpowiedzieć na jego niedokończonepytanie.Wiedząc, że telefon lepiej odbiera na drodze A9, Duncan Caple spokojnie minąłAviemore i dopiero potem nacisnął jeden z trzech klawiszy, pod którymi zakodowane byłynumery telefonów Johna Davenporta, prezesa Kirkpatrick Holdings Plc.Z zestawu głośnomówiącego dobyły się trzy długie sygnały, nim ktoś podniósł słuchawkę.- Halo? - odezwał się damski głos.- Dobry wieczór, czy mógłbym mówić z Johnem?- Chwileczkę.Słuchawka stuknęła o stolik, a potem ten sam damski głos zawołał Johna [ Pobierz całość w formacie PDF ]