[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strazynskiemu chyba ulżyło, że się nie wycofałem.Być może proponowali już tę pracęinnym.Podał sumę.Zmroziło mnie aż po czubki palców, a złożone Kleszcze zaskrzypiały.Tendemon musiał być siódemką, inaczej nie płaciliby tyle. Od jak dawna pański zakon ma tutaj siedzibę?  zwróciłem się do Strazynskiego. Od prawie stu lat.Mamy w Trzyńcu klasztor.Dlaczego pan pyta? Podejmę się tego zadania, jeśli będę mógł spędzić w waszej bibliotece kilka dni.Nie przestawałem myśleć o tajemniczym mężczyznie z ilustracji, byłem do niegopodobny.Musiałem dowiedzieć się o nim jak najwięcej, a biblioteka krnąbrnych szaleńców,którzy do dzisiaj wzywali imienia schizofrenicznego, dwukrotnie ukrzyżowanego boga,wydawała się idealnym miejscem na rozpoczęcie poszukiwań. Dobrze, ale dopiero potem, po wykonanym zadaniu.Jedną trzecią wynagrodzenia możepan wziąć już teraz.Wydaje mi się, że będzie pan potrzebował jakiegoś specjalnegowyposażenia  dodał po krótkim namyśle Strazynski.Spojrzałem na Janotę.Jego twarz nic nie zdradzała. Tak się robi pieniądze  stwierdziłem z udawanym triumfem.Oko schowało się w głąbczaszki, pozostawiając pusty oczodół.Skanowało twarz Janoty, a dokładnie to, co się pod niąkryło, zwłaszcza rozpalone aktywnością płaty czołowe.Wstałem, tak jakby nasze pertraktacje miały się ku końcowi. I jeszcze jedno pytanie, ojcze  rzekłem, już prawie odchodząc. Nie tylko jaotrzymałem tę ofertę, prawda? Demonom wyższych kategorii nie zawsze wystarczy zniszczenie przeciwnika.Czasemposzukują też jego zleceniodawcy  odparł Saxon. To mogłoby się dla was zle skończyć.Dlatego opłaca się mieć więcej najemników.Strazynski milczał, Janota milczał, jedynie Saxon znowu zgodził się z karykaturączłowieka mającego za nic dorazną politykę, układy i interesy.  Szczegóły zdradzimy wszystkim jednocześnie, wieczorem, tu, w hotelu.Jeśli wciążbędzie pan zainteresowany  oznajmił Strazynski.Wycelowałem w niego palcem, pociągnąłem za wyimaginowany spust i wyszedłem.Drgnął przy tym geście, a może tylko mi się wydawało.Chciałem obejrzeć monstrum na ulicy i sprawdzić, do kogo należy.Domyślałem się, że tojakaś grupa, która też miała nadzieję zainkasować nagrodę za zniszczenie demona.Sądząc powyposażeniu, byli do tego o wiele lepiej przygotowani niż ja.Możliwe, że zostałem wynajętyjako ktoś w rodzaju zwiadowcy, zwierzątko doświadczalne, na którym następni w kolejnościsprawdzą, na co stać demona, czego się po nim spodziewać i jaką strategię walki przyjąć.Zatrzymałem się obok piekarni i zacząłem patrzeć.Przednia wieżyczka strzelniczaporuszyła się, lufa skierowała się w moją stronę.Stałem jednak zbyt blisko, mierzyła więcgdzieś ponad moją głową.Pokazałem kierowcy i kamerom środkowy palec.Czekałem.Nierobiłem tego ze złośliwości, przeciwnie.Niektórzy ludzie pod wpływem zdenerwowaniazdradzają się.Ci mieli wszystkie atuty  mogło być ciekawie.Zahuczała hydraulika, usłyszałem stukot zapadek.Sądząc po ich liczbie, kolos był wrzeczywistości ruchomą twierdzą.Potem odezwały się przewieszki, które miałem na szyi.Wychwyciły pole otwieranych czarów barierowych, na tyle dobrych, że nie zdołałem sięniczego dowiedzieć.Drzwi się otworzyły i wyskoczył przez nie ostrzyżony na jeżykamężczyzna w tenisówkach, miękkich skórzanych rękawiczkach i nałożonym na niepożytecznym, modnym gadżetem  kastetem z mosiądzu.Mierzył we mnie, a jego wąskieusta krzywiły się w nienawiści.Wciąż opierałem się o ścianę.Kiedy ruszył na mnie klasycznym bokserskim atakiem,podciąłem mu nogi, by wyłożył się jak długi na ziemię, i przystawiłem do głowy chłodną lufęMargaret.Był szybki, dużo szybszy, niż się spodziewałem, ale niewystarczająco. No to się porobiło.Tak się rzucić na zwykłego gapia?Część mojej osobowości, którą ciągle trzymałem na uwięzi, zadrżała z uciechy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •