[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maestro z klubu garnizonowego stanął naprzeciwko, następnie uniósł w górę długieręce niczym światowej sławy dyrygent.I bylibyśmy dali czadu, ognia i do pieca, gdyby niepewien mały szczegół.Nie wiedzieliśmy, co mamy grać.- Punka gramy.- Nie, Metallicę!- Papa Dance. Panoramę Tatr ?- A może coś harcerskiego?- Wez, spierdalaj!Na szczęście instruktor nie dał się zbić z pantałyku.Ani tym bardziej przekonać przezktórąkolwiek ze stron.Zamachał rękami, obracając wniwecz doskonale proste, składające sięz milionów drobin kurzu promienie wrześniowego, popołudniowego słońca.- Będzie piosenka włoska - zakomenderował, po czym zabrał jednemu z naszychkolegów gitarę basową, pokręcił gałkami i zaczął śpiewać: - Maccheroni cannelloni peperonieccola per me zuppa romana.A czemuż by nie? Próbowaliśmy dotrzymać kroku basiście, oczywiście każdy na swójsposób, co jednak nie było łatwą sztuką.Po chwili stwierdziliśmy, że będzie to nie tyleniełatwe, co raczej niewykonalne.- Mozzarella mortadella tarantella eccola perme.- śpiewał dalej niezmordowanyinstruktor z klubu garnizonowego, a myśmy niezmordowanie szarpali struny nie do końcanastrojonych gitar, uderzali w klawisze, dęli w ustniki, walili pałkami w membrany bębnów iblachy talerzy.I śpiewaliśmy też, ile sił w młodych gardłach, gdy nadszedł czas: - Zuppa romana!A po kilku zwrotkach już wszyscy:- Dupa Romana!Po czym próba została przerwana.Instruktor przekonywał, że będzie dobrze, tylkotrzeba dużo ćwiczyć.Część z nas, rozdrażniona treścią piosenki, poszła z miejsca coś zjeść domiasta albo do kantyny, bo do kolacji było jeszcze sporo czasu.Postanowiliśmy też nieśpiewać już więcej, przynajmniej głośno, o tej dupie Romana.Bo tak się składało, że jeden zwychowawców miał na imię właśnie Roman.A jego żoną była nasza pani Ula.Jedno było pewne - wielka dupa wyszła też z tego całego naszego zespołu.Możezabrakło nam wytrwałości, może część stwierdziła, że jednak woli na siłowni dbać opowodzenie wśród dziewcząt.Odtąd brzmienie instrumentów, na których niektórzy z naschcieli grać ostrego punka, a inni jeszcze ostrzejszy heavy metal, zaczęła łagodzić grubawarstwa kurzu.Inna ładna pani, która pracowała w naszej szkole, również zajmowała się kulturą.Jejpraca polegała w gruncie rzeczy chyba tylko na załatwieniu biletów na jakiś seans kinowy dlacałej szkoły.Raz na jakiś czas.Albo na zaproszeniu na spotkanie z żądną kultury młodzieżąjakiegoś miejscowego pisarza, który specjalnie dla nas wybierał do głośnego czytania cobardziej pieprzne kawałki, bądz też podstarzałego, zapijaczonego aktorzyny, żeby siępowywnętrzniał, dowartościował i popsioczył na zawistnych kolegów w miejskim teatrze.Ale któregoś dnia zobaczyliśmy, jak owa pani tańczy.W parze z jednym zpodchorążych, odwalających u nas praktykę.I tu nas mieli! Bo to już wystarczyło, żeby wiarazaczęła szukać szczęścia w szkołach tańca w mieście.A trzeba powiedzieć, że miasto naszejmłodości było wtedy istną kopalnią talentów w tańcu towarzyskim, wśród których te bardziejjuż utytułowane zaczęły zakładać szkoły.W jednym z osiedlowych klubów działała też grupatańca nowoczesnego i tam też wiodły ścieżki z naszej budy.Po umiejętności, dzięki którymbędzie się zadawać szyku na parkiecie, ale pewnie też po to, aby poznać jakieś ciekawepartnerki.Do tańca, oczywista. Od początku te nasze potańcówki, których się usilnie domagaliśmy, wyglądały,powiedzmy sobie, dość siermiężnie.Przy zgaszonych światłach w jednej z sal stołówkowych,skąd uprzednio wynieśliśmy w pocie czoła stoliki i krzesła.Przy blasku przyniesionego przezkogoś kolorofonu i muzyce granej przed domorosłego didżeja na wypożyczonym z klubugarnizonowego sprzęcie.Najlepiej było chyba z doborem repertuaru.No i znalazły się też dziewczyny, w codyżurni defetyści do końca jakoś nie wierzyli, układając już pewnie w myślach drogę ucieczkido internatu albo jeszcze dalej, w razie gdyby to im przypadła czerwona wstążeczka naramieniu i rola partnerki.Aż tak zle jednak, jak mówię, nie było.Kilkoro z naszychprofesorów uczyło na co dzień także w normalnych (!) szkołach, więc z nawiązaniemkontaktu z  tymi nowymi zza jeziora , jak często o nas mówiono, nie było wielkich kłopotów.Na pierwszy ogień poszły, jak się można było spodziewać, liceum medyczne i ekonomiczne.- To teraz patrzcie, dzieci, i uczcie się - rzekł buńczucznie Pawełek Grot, po czympoprawił jednym gestem włosy, wciągnął przez zęby zimne powietrze celem odświeżeniaoddechu, wypiął klatę do przodu i ruszył ku zbitym w małe grupki i jeszcze trochęwystraszonym dziewczętom.Z głośników pruknęło, po czym zaczęła wydobywać się rytmiczna melodia; bardziejjednak rytm, mniej w tym było melodii.O to zresztą chodziło.Grot wypatrzył w tłumku jednąwcale atrakcyjną blondynkę i już szli, trzymając się za ręce, na środek sali.Dalsze kroki teżwyszły mu niczego sobie, bo para już po chwili wywijała, aż miło było popatrzeć.Część z nas zresztą na tym patrzeniu tylko miała zamiar zakończyć.No bo w las jakośposzedł podstawówkowy luz, wręcz lubieżne rozpasanie ósmoklasisty, kiedy to beznajmniejszego skrępowania łapało się koleżanki z klasy za tyłki na przerwie, zaglądało podspódniczki lub wręcz próbowało szybkiego macanka podczas dyskoteki lub w szkolnej szatni.A tutaj, kiedy nie miał kto nawet poskarżyć się starym na nieobyczajne zachowanie syna? No,jakoś nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •