[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest u nas mania, przesadzania z rzekomym prapolskim prymitywem.Wyrażasię ona między innymi w wyobrażeniach, że kraj nasz był dawniej jedną wielką puszczą, aludzie gniezdzili się po jej polanach.W rzeczywistości zaś Polska nie była cała lasem pokryta.Przemyślni przodkowie nasi osiedlali się też wcale nie tam, gdzie się dało, lecz wybierali dlasiebie co lepsze, co żyzniejsze kawałki gruntu.50 Kiedyś przed wojną wojewoda śląski wyasygnował pieniądze na poszukiwaniaarcheologiczne.W pracach tych uczestniczył także i Zdzisław Rajewski.Opowiadał mi, żebyło mu wtedy po prostu przykro.Chodził, jezdził, szperał, pieniądze wydał i niewieleznalazł.Zagadkę łatwo wytłumaczyć.Szukano na Górnym Zląsku, gdzie gleba jest kiepska,toteż ludzie nie kwapili się na niej mieszkać.Inaczej ma się rzecz z obszarami lessowymi - nakażdym sterczy prapolskie grodzisko.Prymityw istniał bez wątpienia.Warunki mieszkaniowe i higieniczne były pożałowaniagodne.Ibrahim ibn Jakub zanotował, że wszyscy Słowianie chorują na wysypki (podwzględem czystości akurat podobnie było zresztą w całej Europie aż do zupełnie niedawnychczasów).Jednakże lubimy grubo przesadzać w poglądach na kwestię owego prymitywu.Wbrewtemu, co pisał Kraszewski, dawni Polacy nie potrzebowali wytrzeszczać oczu na żelazne nożeprzywiezione przez kupca-Niemca.W ich własnym kraju od dawna już istniała wcale bogata irozgałęziona wytwórczość, piece hutnicze dymiły już w czasach przedchrystusowych, nietylko w przedchrześcijańskich.Tendencyjne wywody wielu badaczy niemieckich z powodzeniem uzupełniały nasząrodzimą skłonność do zbyt niskiego szacowania naszych własnych dziejów.Kołacze sięprzecież pogląd, że pierwsze miasta w Polsce zaczęły powstawać dopiero w stuleciu XIII, wdobie tak zwanego osadnictwa na prawie niemieckim.I tę teorię postaramy się sprawdzić na miejscu, w terenie.A w dodatku w takim punkcie,który posiada bardzo czcigodną, prastarą metrykę historyczną.Lecz przedtem jeszcze trochę oGieczu.Nigdy już tam więcej nie pojechałem, o pózniejszych odkryciach wiem z lektury iopowiadań.Doktor Bogdan Kostrzewski działał dalej, i to z powodzeniem.Odnalazł rzecz,która dziesięć lat temu wzbudziłaby wielką sensację.Uchodziło wszak za pewnik, że wczesneśredniowiecze polskie nie znało monumentalnego budownictwa kamiennego.W Gieczu odkopano fundamenty murowanego gmachu tego typu, który nasiarcheologowie upierają się nazywać po łacinie  palatium.Dla uproszczenia poprzestańmy naskromniejszym mianie zamku.Bo powiedzieć  pałac , będzie chyba za dużo.Zamek gieckiliczył pięć izb, miał trzydzieści pięć metrów długości na szesnaście szerokości i łączył się zkaplicą o planie kolistym.Znalezisko to nie stanowi sensacji dziennikarskiej, ale należy do bardzo poważnych i51 wcale już u nas nie odosobnionych odkryć naukowych.W Płocku doktor WłodzimierzSzafrański odkrył resztki wielkiej budowli kamiennej z pierwszej połowy XI wieku.Prawdopodobnie był to kościół z czasów Masława, może świątynia klasztorna opactwabenedyktynów.Nie wykluczone, że w jej murach spoczęły pierwotnie zwłoki WładysławaHermana, który uczynił z Płocka swą stolicę.W 1960 roku doktor Andrzej %7łaki znalazłbardzo ciekawe rzeczy na wzgórzu zamkowym w Przemyślu, a mianowicie kamiennąposadzkę o układzie mozaikowym, będącą zapewne pozostałością po cerkwi katedralnej zXII-XV wieku.Prócz tego wystąpiły mury rotundy, kościoła o planie kolistym, liczącegojedenaście metrów średnicy i połączonego z zamkiem o wymiarach niemal dokładnie takichsamych jak w Gieczu: trzydzieści pięć metrów na piętnaście.Dawne teorie rozwiały się w nicość.Wczesnośredniowieczna Polska doskonale znałamonumentalne budownictwo kamienne.Jeszcze za wcześnie na ostateczną interpretacjęodkryć przemyskich, poczynionych w roku 1960, ale nie jest niemożliwe, że rotunda i zamekpamiętają czasy Bolesława Chrobrego, który tu władał od 1018 roku.I archeologia wcalejeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.Pisząc pierwszy reportaż o wykopaliskach nieprzypuszczałem, że przyjdzie mi uzupełniać go wiadomościami o gmachach kamiennych,wznoszonych za pierwszych chrześcijańskich Piastów.Zabytki prastarego przemysłu, szczątki monumentalnej architektury, kronikarskiewiadomości o dobrej, solidnej robocie politycznej - to wszystko razem wzięte tworzy dopieroobraz logiczny i zwarty.Widnieje na nim zupełnie przyzwoite państwo, rozwijające się wsposób, który śmiało można uznać za normalny w tej części Europy.IIIProfesor Aleksander Gieysztor zabrał ze sobą do Aęczycy i dalej dwoje pasażerów.Naukękrajową reprezentowała wraz z nim magister Maria Anna Dembińska (obecnie już doktor) -lekki autorament ja.Zabrał nas, lecz nie okazywał nam miłosierdzia.Ruszając z Tumu zaczęliśmy przekonywająco rozprawiać o pięknie Bzury oraz onieznośnym upale.- Nie ma czasu.Nie ma czasu.Jeszcze dziś wieczorem musimy być we Wrocławiu -gilotynował nasze marzenia profesor, który widać zapomniał, że w podróży nigdy nic nie52 wiadomo.A może obraził się i zemścił suwerenny diabeł łęczycki, Boruta.ZobaczyliśmyWrocław, ale dopiero z dwudziestoczterogodzinnym opóznieniem.W Kaliszu maszynanawaliła nam na dobre [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •