[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Proszę się do nas odezwać.Rose obiecała, że to zrobi, odłożyła słuchawkę, a potem usiadła izastanowiła się.Koniec z prawem, pomyślała. Przynajmniej na razie powiedziała głośno i spostrzegła, że te słowa nie sprawiły jej nawetnajmniejszego bólu. Czworonogi zaśmiała się, ponieważ dziwnie byłomyśleć o sobie w ten sposób Rose Feller, czysta ambicja; Rose Feller,wieczny wojownik, porzuca szybki awans na rzecz sprzątania psichodchodów. Po prostu należą mi się wakacje westchnęłausprawiedliwiająco.A potem nastawiła czajnik na herbatę, usiadła wygodniena kanapie, zamknęła oczy i zaczęła zastanawiać się, co, u licha, właściwiezrobiła.257RLT28Maggie przypomniała sobie, jak podczas kolejnego powrotu do domu zokazji Zwięta Dziękczynienia podsłuchała Rose rozmawiającą przez telefon. Mieszkam w bibliotece oświadczyła komuś melodramatycznie.No, Rose zdecydowanie powinna zobaczyć teraz swoją siostrzyczkę.Przezpierwszy tydzień w Princeton Maggie sypiała, gdzie popadło udało jej sięzdrzemnąć kilka godzin na kanapie w holu akademika albo na ławce wpralni, która znajdowała się w piwnicy.Cały czas jednak przeprowadzałarekonesans niższych poziomów biblioteki Firestone, rozglądając się zajakimś stałym zakwaterowaniem.Znalazła je na piętrze C, na trzecim,dolnym poziomie, w najdalszym zakamarku południowo wschodniegoskrzydła.Miejsce to nazwała Pokojem Rannych Książek.Były tam książki zpowyrywanymi stronami i niekompletnymi okładkami, z popękanymigrzbietami i wyschniętym klejem, sterta starych egzemplarzy NationalGeographic" w jednym rogu, stos książek napisanych śmiesznym pismem zwielkimi zakrętasami, jakich nigdy wcześniej nie widziała, oraz trzypodręczniki z chemii, w tabelach których zdawało się brakować kilku nie takzupełnie dawno odkrytych pierwiastków.Po południu Maggie uważnieobserwowała drzwi.Jak mogła się zorientować, żadna książka nieopuszczała nigdy Pokoju Rannych Książek.A i nowych też nieprzybywało.Co ciekawsze i szczęśliwe dla Maggie była tamnieużywana damska toaleta, która mogła pochwalić się nie tylko muszlą iumywalką, ale również kabiną z prysznicem.Marmurowe płytki pokrywałkurz, ale po odkręceniu kranu woda popłynęła wartkim strumieniem.I tak oto dnia siódmego Maggie założyła bazę wypadową na campusieUniwersytetu w Princeton w pomieszczeniu bez okien, w którym258RLTprzechowywano zapomniane książki.Chowała się w toalecie dlaniepełnosprawnych do czasu, gdy ostatni student został przegoniony zbiblioteki, a drzwi za nim zamknięte na klucz.Wtedy przekradała się doswojego pokoju, rozkładała śpiwór pomiędzy dwoma wysokimi regałamistarych, zakurzonych książek, włączała ukradzioną lampkę turystyczną ikładła się na śpiworze.Tak.Wygodnie i miękko.I bezpiecznie, drzwizamknięte na klucz, a wszystkie jej rzeczy starannie schowane pod jedną zpółek.Przypadkowi przechodnie nie zorientowaliby się, że ktoś jest wśrodku, chyba że wiedzieliby dokładnie, gdzie szukać i czego.Dokładnietaki efekt chciała osiągnąć.Była w Princeton, ale jakby jej tam nie było;obecna, lecz niewidzialna.Sięgnęła do kieszeni dżinsów, które nosiła od przyjazdu.Zwitekbanknotów, trzy różne legitymacje studenckie, które zdobyła podczas kilkudni intensywnego myszkowania po bibliotece, gdzie różne przedmiotywprost kleiły jej się do rąk i tym sposobem kilka rzeczy zmieniłowłaściciela.Były też karty kredytowe Josha i jedna karta Rose, klucz, któryznalazła i zatrzymała, choć zapewne nigdy nie dowie się, które drzwiotwiera.I stara kartka urodzinowa. Najlepsze życzenia urodzinowe ,przeczytała, a potem postawiła kartkę na półce tak, żeby ją widzieć zeswojego miejsca.Skrzyżowała ręce na piersiach i oddychała wciemnościach.Było cicho, trzy poziomy pod ziemią, pod ciężarem tysięcytomów; cicho, wyobrażała sobie, jak w grobie.Słyszała wyraznie każdemlaśnięcie swojego języka, szelest śpiwora powodowany najdrobniejszymnawet ruchem.A więc, pomyślała, przynajmniej będzie mogła zasnąć.Ale nie byłajeszcze zmęczona.Poszukała w plecaku i znalazła tam książkę, którą zabrałaz oparcia fotela, gdzie ktoś ją zostawił.Ich oczy oglądały Boga, głosił tytuł,259RLTale okładka nie wskazywała, że jest to książka religijna.Była tam czarnakobieta (w zasadzie na okładce była raczej fioletowawa, ale Maggie uznała,że była czarna w zamierzeniu), która leżała na boku pod zielonym drzewem,spoglądając na nie z zadowolonym i rozmarzonym wyrazem twarzy.Niemogła się równać z People , ale lepsze to niż te wszystkie magazynyprawnicze u Rose, albo przestarzałe podręczniki medyczne na najbliższej jejśpiworowi półce.Maggie otworzyła książkę i zaczęła czytać.260RLT29 Ella? zapytał Lewis. Wszystko w porządku? Tak odpowiedziała i skinęła głową, żeby wypadło to bardziejprzekonująco. Jesteś jakaś cicha. Czuję się dobrze uśmiechnęła się do niego.Siedzieli razem naotoczonej siateczką przeciw komarom werandzie Elli, słuchając koncertucykad i rechotu żab oraz Mavis Gold omawiającej wczorajszy odcinekWszyscy kochają Raymonda. No, więc, powiedz mi zaczął Lewis czy jest coś, czegożałujesz? Dziwne pytanie! żachnęła się Ella. To nie jest odpowiedz odparł Lewis.Ella zastanowiła się.Odczego zacząć? Nie od tego, czego żałowała najbardziej, zdecydowała. Wiesz, czego żałuję? Nigdy nie pływałam w oceanie. Naprawdę? Nigdy? Nie, odkąd się tu przeprowadziłam.Odkąd byłam małądziewczynką.Wybrałam się tam nawet jednego dnia, miałam ręcznik iczepek i tak dalej, ale to wydawało się po prostu. Pół godziny usiłowałazaparkować, plaża była zatłoczona dziewczętami w szokująco skromnychbikini i chłopcami w kolorowych kąpielówkach.Z dziesięć różnychpiosenek wydobywało się z dziesięciu różnych odbiorników radiowych, apowietrze pełne było nastoletnich głosów, słońce wydawało się za jasne, aocean zbyt duży, odwróciła się więc i wsiadła z powrotem do samochodu,zanim zdążyła nawet postawić stopę na piasku. Jestem za stara.261RLTWstał, potrząsając głową. To nieprawda! Idziemy! Lewis! Teraz? Jest za pózno! Plaża chyba nie jest zamykana po określonej godzinie?Popatrzyła na niego.Przez głowę przelatywało jej milion powodów,żeby nie iść.Było pózno, jutro rano miała spotkanie, byłow dodatku ciemno i kto wie, na kogo mogą się natknąć? Przejażdżki naplażę o północy były dobre dla nastolatków czy nowożeńców, a nieniedosłyszących emerytów z artretyzmem. Chodz pociągnął ją za rękę. Spodoba ci się. Nie sądzę powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
. Proszę się do nas odezwać.Rose obiecała, że to zrobi, odłożyła słuchawkę, a potem usiadła izastanowiła się.Koniec z prawem, pomyślała. Przynajmniej na razie powiedziała głośno i spostrzegła, że te słowa nie sprawiły jej nawetnajmniejszego bólu. Czworonogi zaśmiała się, ponieważ dziwnie byłomyśleć o sobie w ten sposób Rose Feller, czysta ambicja; Rose Feller,wieczny wojownik, porzuca szybki awans na rzecz sprzątania psichodchodów. Po prostu należą mi się wakacje westchnęłausprawiedliwiająco.A potem nastawiła czajnik na herbatę, usiadła wygodniena kanapie, zamknęła oczy i zaczęła zastanawiać się, co, u licha, właściwiezrobiła.257RLT28Maggie przypomniała sobie, jak podczas kolejnego powrotu do domu zokazji Zwięta Dziękczynienia podsłuchała Rose rozmawiającą przez telefon. Mieszkam w bibliotece oświadczyła komuś melodramatycznie.No, Rose zdecydowanie powinna zobaczyć teraz swoją siostrzyczkę.Przezpierwszy tydzień w Princeton Maggie sypiała, gdzie popadło udało jej sięzdrzemnąć kilka godzin na kanapie w holu akademika albo na ławce wpralni, która znajdowała się w piwnicy.Cały czas jednak przeprowadzałarekonesans niższych poziomów biblioteki Firestone, rozglądając się zajakimś stałym zakwaterowaniem.Znalazła je na piętrze C, na trzecim,dolnym poziomie, w najdalszym zakamarku południowo wschodniegoskrzydła.Miejsce to nazwała Pokojem Rannych Książek.Były tam książki zpowyrywanymi stronami i niekompletnymi okładkami, z popękanymigrzbietami i wyschniętym klejem, sterta starych egzemplarzy NationalGeographic" w jednym rogu, stos książek napisanych śmiesznym pismem zwielkimi zakrętasami, jakich nigdy wcześniej nie widziała, oraz trzypodręczniki z chemii, w tabelach których zdawało się brakować kilku nie takzupełnie dawno odkrytych pierwiastków.Po południu Maggie uważnieobserwowała drzwi.Jak mogła się zorientować, żadna książka nieopuszczała nigdy Pokoju Rannych Książek.A i nowych też nieprzybywało.Co ciekawsze i szczęśliwe dla Maggie była tamnieużywana damska toaleta, która mogła pochwalić się nie tylko muszlą iumywalką, ale również kabiną z prysznicem.Marmurowe płytki pokrywałkurz, ale po odkręceniu kranu woda popłynęła wartkim strumieniem.I tak oto dnia siódmego Maggie założyła bazę wypadową na campusieUniwersytetu w Princeton w pomieszczeniu bez okien, w którym258RLTprzechowywano zapomniane książki.Chowała się w toalecie dlaniepełnosprawnych do czasu, gdy ostatni student został przegoniony zbiblioteki, a drzwi za nim zamknięte na klucz.Wtedy przekradała się doswojego pokoju, rozkładała śpiwór pomiędzy dwoma wysokimi regałamistarych, zakurzonych książek, włączała ukradzioną lampkę turystyczną ikładła się na śpiworze.Tak.Wygodnie i miękko.I bezpiecznie, drzwizamknięte na klucz, a wszystkie jej rzeczy starannie schowane pod jedną zpółek.Przypadkowi przechodnie nie zorientowaliby się, że ktoś jest wśrodku, chyba że wiedzieliby dokładnie, gdzie szukać i czego.Dokładnietaki efekt chciała osiągnąć.Była w Princeton, ale jakby jej tam nie było;obecna, lecz niewidzialna.Sięgnęła do kieszeni dżinsów, które nosiła od przyjazdu.Zwitekbanknotów, trzy różne legitymacje studenckie, które zdobyła podczas kilkudni intensywnego myszkowania po bibliotece, gdzie różne przedmiotywprost kleiły jej się do rąk i tym sposobem kilka rzeczy zmieniłowłaściciela.Były też karty kredytowe Josha i jedna karta Rose, klucz, któryznalazła i zatrzymała, choć zapewne nigdy nie dowie się, które drzwiotwiera.I stara kartka urodzinowa. Najlepsze życzenia urodzinowe ,przeczytała, a potem postawiła kartkę na półce tak, żeby ją widzieć zeswojego miejsca.Skrzyżowała ręce na piersiach i oddychała wciemnościach.Było cicho, trzy poziomy pod ziemią, pod ciężarem tysięcytomów; cicho, wyobrażała sobie, jak w grobie.Słyszała wyraznie każdemlaśnięcie swojego języka, szelest śpiwora powodowany najdrobniejszymnawet ruchem.A więc, pomyślała, przynajmniej będzie mogła zasnąć.Ale nie byłajeszcze zmęczona.Poszukała w plecaku i znalazła tam książkę, którą zabrałaz oparcia fotela, gdzie ktoś ją zostawił.Ich oczy oglądały Boga, głosił tytuł,259RLTale okładka nie wskazywała, że jest to książka religijna.Była tam czarnakobieta (w zasadzie na okładce była raczej fioletowawa, ale Maggie uznała,że była czarna w zamierzeniu), która leżała na boku pod zielonym drzewem,spoglądając na nie z zadowolonym i rozmarzonym wyrazem twarzy.Niemogła się równać z People , ale lepsze to niż te wszystkie magazynyprawnicze u Rose, albo przestarzałe podręczniki medyczne na najbliższej jejśpiworowi półce.Maggie otworzyła książkę i zaczęła czytać.260RLT29 Ella? zapytał Lewis. Wszystko w porządku? Tak odpowiedziała i skinęła głową, żeby wypadło to bardziejprzekonująco. Jesteś jakaś cicha. Czuję się dobrze uśmiechnęła się do niego.Siedzieli razem naotoczonej siateczką przeciw komarom werandzie Elli, słuchając koncertucykad i rechotu żab oraz Mavis Gold omawiającej wczorajszy odcinekWszyscy kochają Raymonda. No, więc, powiedz mi zaczął Lewis czy jest coś, czegożałujesz? Dziwne pytanie! żachnęła się Ella. To nie jest odpowiedz odparł Lewis.Ella zastanowiła się.Odczego zacząć? Nie od tego, czego żałowała najbardziej, zdecydowała. Wiesz, czego żałuję? Nigdy nie pływałam w oceanie. Naprawdę? Nigdy? Nie, odkąd się tu przeprowadziłam.Odkąd byłam małądziewczynką.Wybrałam się tam nawet jednego dnia, miałam ręcznik iczepek i tak dalej, ale to wydawało się po prostu. Pół godziny usiłowałazaparkować, plaża była zatłoczona dziewczętami w szokująco skromnychbikini i chłopcami w kolorowych kąpielówkach.Z dziesięć różnychpiosenek wydobywało się z dziesięciu różnych odbiorników radiowych, apowietrze pełne było nastoletnich głosów, słońce wydawało się za jasne, aocean zbyt duży, odwróciła się więc i wsiadła z powrotem do samochodu,zanim zdążyła nawet postawić stopę na piasku. Jestem za stara.261RLTWstał, potrząsając głową. To nieprawda! Idziemy! Lewis! Teraz? Jest za pózno! Plaża chyba nie jest zamykana po określonej godzinie?Popatrzyła na niego.Przez głowę przelatywało jej milion powodów,żeby nie iść.Było pózno, jutro rano miała spotkanie, byłow dodatku ciemno i kto wie, na kogo mogą się natknąć? Przejażdżki naplażę o północy były dobre dla nastolatków czy nowożeńców, a nieniedosłyszących emerytów z artretyzmem. Chodz pociągnął ją za rękę. Spodoba ci się. Nie sądzę powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]