[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do Turcji? Tak, tureckie obozy inaczej wyglądają, wiem, bo mamtam kuzynów.Sami Turcy je zbudowali, bez pomocy ONZ.Kontenery stoją przy brukowanychskanalizowanych ulicach, mają po trzy pokoje, w środku jest legalny prąd, internet, bieżąca woda,łazienka z prysznicem i toaletą, jest kuchnia z lodówką i piecem.I pralnia w każdej dzielnicy, dwa razyw tygodniu można prać za darmo.Porządku pilnują żandarmi, a wieczorem prywatni ochroniarze.Nie toco tutaj, strach wyjść za drzwi, bo gangi, mafia, czarny rynek.%7ładnej policji, nikogo do ochrony.Tak,do Turcji można by pojechać.Dostajesz kartę kredytową z limitem i sama kupujesz w markecie, co cipotrzebne.A nie tylko soczewica, pszenica i ryż.Do żadnej Turcji nie pojadę! Turcy nie ratyfikowalijakiejś tam konwencji i jak tylko im się zechce, wszystkich mogą odesłać z powrotem pod kule.Do Europy? Znamy na pamięć kraje, które przyjmują, bo nie jest ich wiele: Niemcy, Szwecja, Norwegia.Jeszcze Francja, Hiszpania, Finlandia.Niektóre przyjmują po dwustu ludzi.Dostać się tam! A ja nie chcędo Europy.%7ładna Europa, tylko Syria! Moja ziemia jest najpiękniejsza.Ustnik krąży z ręki do ręki,podając, zawsze dotknij dłoni sąsiada.Chcesz odpłynąć? To usiądz wygodnie, szepcze nam któraśdo ucha, i skrop tytoń cytryną.Odlot.Wszyscy, którzy nie mieszkają w obozie, muszą go opuścić do piątej po południu, więc i my codzienniewracamy na noc do Ammanu.Bury krajobraz miga za szybą i ginie w mroku, a jasny iPhone dostarczaprzez 3G wielu informacji i wniosków, które warto odnotować: uchodzcze obozy wcale nie sątymczasowe.Uchodzca koczuje w obozie średnio przez dwanaście lat.W Dadaab, w Kenii, czterystatysięcy ludzi mieszka tak już od dwóch dziesięcioleci.Zostali otoczeni drutem, podzieleni na sektory.W każdym sektorze sto pięćdziesiąt chatek, razem w ścisku nawet sześćset osób.Plandeki z napisemUNHCR, które przy rejestracji dawano każdemu uchodzcy, teraz służą za pokrycie dachów z gałęzi.Blaszane kanistry na olej po rozcięciu stają się budulcem.A że pomoc humanitarna zawsze jestoznakowana, flagi państw widnieją na drzwiach, na framugach okien, na blatach stołów i na zagrodachdla kur.Dawno już pojawiły się sklepy, kawiarnie, salony gier i fryzjerzy.Kto może znalezć pracę choćby zbieranie patyków na ognisko ten pracuje.Ale większość ludzi siedzi bezczynnie i czeka na coś,co się nigdy nie stanie.Obozy to łatwy łup.Rozmaitej maści bojówki, wojsko albo zwykli bandyci zabierają uchodzcomjedzenie.Czasem żądają okupu, grożą śmiercią, mordują.Obozy to przykrywka dla ciemnych biznesów:handluje się tu bronią, ludzmi, wszystkim.Trenują w nich rebelianci, bezpiecznie schowani pośródcywilów.Tuczą się na finansowanej przez świat soczewicy, leczą rany w szpitalach opłacanych przezpomoc międzynarodową.Aatwo tu zrekrutować młodych, znudzonych, sfrustrowanych i wściekłych.Obózto wiecznie niespełniony potencjał.I buzujący testosteron.W klinikach dla kobiet mają przygotowany specjalny zestaw dla zgwałconych.Rękawiczki, test ciążowy, test na HIV, pigułka po.Wszystko czeka, wystarczy się zgłosić.Dyskrecja,rzecz jasna, gwarantowana, tajemnica lekarska.Liczba zgłoszonych gwałtów w całej historii Zaatari?Zero.Kolejny dzień.W innym męskim kręgu, inne szaleństwo.Gospodarz, po czterdziestce, mazabandażowane dłonie, stopy i głowę.Smród palonego białka czuć jeszcze dzisiaj, choć od tego, co się tustało, mijają już trzy tygodnie.Było zwarcie.Tamtego dnia wiezli tędy nowe kontenery, w tej dzielnicyobozowe ulice są wąskie, ciasno, ludzie mieszkają na kupie, ciężarówka uderzyła w słup, zahaczyłao kable, coś urwała, ale kto by na to zwrócił uwagę, skoro tyle drutów plącze się tu w powietrzu bezżadnego ładu.Mieszkańcy podłączają się do prądu na dziko, kierownictwo obozu wie o tym doskonalei nikomu tego nie broni.Ludzie muszą mieć światło.I mieli, ciężarówka dawno pojechała, przyszedłwieczór, w kontenerze oglądali telewizję, zgasili lampę i poszli spać.Była czwarta nad ranem,gospodarza obudził gęsty dym, a może chrzęst szyby wypadającej z zakratowanego okna, paliło się tu,gdzie teraz siedzimy, gdzie pijemy kawę, przed kontenerem, w przybudówce z blachy.Tu jest salon, tuprzyjmuje się gości.Sypialnią jest kontener.Gospodarz zerwał się tamtej nocy na równe nogi, krzyczałi złapał za klamkę.Poraził go prąd i odrzucił chyba z metr od drzwi, prosto w ogień, bo płomień jużwpełzł do kontenera.Dzieci krzyczały, cała trójka: tatusiu, ratunku! Nie mieli gaśnicy, powinna byćw każdym kontenerze, ale nie ma w żadnym.Wepchnął więc dzieci do kąta i przykrył kocem z logo ONZ,rozejrzał się jeszcze, żadnego ocalenia, dołączył do dzieci i zakrył twarz.Przybiegli sąsiedzi, złapaliza kraty w oknie, poraził ich prąd.Allah akbar! Ale to twardzi faceci, oni mieliby sobie nie poradzićz trzema pionowymi prętami, akurat, siedzą teraz w męskim kręgu i przyjmują od gospodarza słowawdzięczności.Bo znalezli sposób, mniejsza już o szczegóły, żeby wyrwać kraty w niecałe dwie minuty.W pierwszej kolejności wyszli przez okno synowie, potem wygramolił się ojciec, resztki szkła poraniłyim brzuchy.%7łona? O żonie gospodarz nie mówi ani słowa, musimy o żonę dopytać, nie było jej wtedyw domu, z najmłodszą córką nocowała u swoich rodziców.Jeszcze słońce nie wstało, kiedywyswobodzili się z ognia, pobiegli z krzykiem do marokańskiego szpitala, chwała Allahowi, całkiemniedaleko, pobudzili marokańskich wartowników, ci zbudzili lekarzy, tu szyli im rany, a kiedy sięrozwidniło, zawiezli na oparzeniówkę aż do Ammanu.Wrócili po dwóch tygodniach, sąsiedzi sąpierwsza klasa, odbudowali przybudówkę przed kontenerem, osmalone ściany kontenera nakryliplandekami, patrzcie, jaki tu mamy komfort, śmieje się gospodarz, stęka z bólu i mruga do nas okiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Do Turcji? Tak, tureckie obozy inaczej wyglądają, wiem, bo mamtam kuzynów.Sami Turcy je zbudowali, bez pomocy ONZ.Kontenery stoją przy brukowanychskanalizowanych ulicach, mają po trzy pokoje, w środku jest legalny prąd, internet, bieżąca woda,łazienka z prysznicem i toaletą, jest kuchnia z lodówką i piecem.I pralnia w każdej dzielnicy, dwa razyw tygodniu można prać za darmo.Porządku pilnują żandarmi, a wieczorem prywatni ochroniarze.Nie toco tutaj, strach wyjść za drzwi, bo gangi, mafia, czarny rynek.%7ładnej policji, nikogo do ochrony.Tak,do Turcji można by pojechać.Dostajesz kartę kredytową z limitem i sama kupujesz w markecie, co cipotrzebne.A nie tylko soczewica, pszenica i ryż.Do żadnej Turcji nie pojadę! Turcy nie ratyfikowalijakiejś tam konwencji i jak tylko im się zechce, wszystkich mogą odesłać z powrotem pod kule.Do Europy? Znamy na pamięć kraje, które przyjmują, bo nie jest ich wiele: Niemcy, Szwecja, Norwegia.Jeszcze Francja, Hiszpania, Finlandia.Niektóre przyjmują po dwustu ludzi.Dostać się tam! A ja nie chcędo Europy.%7ładna Europa, tylko Syria! Moja ziemia jest najpiękniejsza.Ustnik krąży z ręki do ręki,podając, zawsze dotknij dłoni sąsiada.Chcesz odpłynąć? To usiądz wygodnie, szepcze nam któraśdo ucha, i skrop tytoń cytryną.Odlot.Wszyscy, którzy nie mieszkają w obozie, muszą go opuścić do piątej po południu, więc i my codzienniewracamy na noc do Ammanu.Bury krajobraz miga za szybą i ginie w mroku, a jasny iPhone dostarczaprzez 3G wielu informacji i wniosków, które warto odnotować: uchodzcze obozy wcale nie sątymczasowe.Uchodzca koczuje w obozie średnio przez dwanaście lat.W Dadaab, w Kenii, czterystatysięcy ludzi mieszka tak już od dwóch dziesięcioleci.Zostali otoczeni drutem, podzieleni na sektory.W każdym sektorze sto pięćdziesiąt chatek, razem w ścisku nawet sześćset osób.Plandeki z napisemUNHCR, które przy rejestracji dawano każdemu uchodzcy, teraz służą za pokrycie dachów z gałęzi.Blaszane kanistry na olej po rozcięciu stają się budulcem.A że pomoc humanitarna zawsze jestoznakowana, flagi państw widnieją na drzwiach, na framugach okien, na blatach stołów i na zagrodachdla kur.Dawno już pojawiły się sklepy, kawiarnie, salony gier i fryzjerzy.Kto może znalezć pracę choćby zbieranie patyków na ognisko ten pracuje.Ale większość ludzi siedzi bezczynnie i czeka na coś,co się nigdy nie stanie.Obozy to łatwy łup.Rozmaitej maści bojówki, wojsko albo zwykli bandyci zabierają uchodzcomjedzenie.Czasem żądają okupu, grożą śmiercią, mordują.Obozy to przykrywka dla ciemnych biznesów:handluje się tu bronią, ludzmi, wszystkim.Trenują w nich rebelianci, bezpiecznie schowani pośródcywilów.Tuczą się na finansowanej przez świat soczewicy, leczą rany w szpitalach opłacanych przezpomoc międzynarodową.Aatwo tu zrekrutować młodych, znudzonych, sfrustrowanych i wściekłych.Obózto wiecznie niespełniony potencjał.I buzujący testosteron.W klinikach dla kobiet mają przygotowany specjalny zestaw dla zgwałconych.Rękawiczki, test ciążowy, test na HIV, pigułka po.Wszystko czeka, wystarczy się zgłosić.Dyskrecja,rzecz jasna, gwarantowana, tajemnica lekarska.Liczba zgłoszonych gwałtów w całej historii Zaatari?Zero.Kolejny dzień.W innym męskim kręgu, inne szaleństwo.Gospodarz, po czterdziestce, mazabandażowane dłonie, stopy i głowę.Smród palonego białka czuć jeszcze dzisiaj, choć od tego, co się tustało, mijają już trzy tygodnie.Było zwarcie.Tamtego dnia wiezli tędy nowe kontenery, w tej dzielnicyobozowe ulice są wąskie, ciasno, ludzie mieszkają na kupie, ciężarówka uderzyła w słup, zahaczyłao kable, coś urwała, ale kto by na to zwrócił uwagę, skoro tyle drutów plącze się tu w powietrzu bezżadnego ładu.Mieszkańcy podłączają się do prądu na dziko, kierownictwo obozu wie o tym doskonalei nikomu tego nie broni.Ludzie muszą mieć światło.I mieli, ciężarówka dawno pojechała, przyszedłwieczór, w kontenerze oglądali telewizję, zgasili lampę i poszli spać.Była czwarta nad ranem,gospodarza obudził gęsty dym, a może chrzęst szyby wypadającej z zakratowanego okna, paliło się tu,gdzie teraz siedzimy, gdzie pijemy kawę, przed kontenerem, w przybudówce z blachy.Tu jest salon, tuprzyjmuje się gości.Sypialnią jest kontener.Gospodarz zerwał się tamtej nocy na równe nogi, krzyczałi złapał za klamkę.Poraził go prąd i odrzucił chyba z metr od drzwi, prosto w ogień, bo płomień jużwpełzł do kontenera.Dzieci krzyczały, cała trójka: tatusiu, ratunku! Nie mieli gaśnicy, powinna byćw każdym kontenerze, ale nie ma w żadnym.Wepchnął więc dzieci do kąta i przykrył kocem z logo ONZ,rozejrzał się jeszcze, żadnego ocalenia, dołączył do dzieci i zakrył twarz.Przybiegli sąsiedzi, złapaliza kraty w oknie, poraził ich prąd.Allah akbar! Ale to twardzi faceci, oni mieliby sobie nie poradzićz trzema pionowymi prętami, akurat, siedzą teraz w męskim kręgu i przyjmują od gospodarza słowawdzięczności.Bo znalezli sposób, mniejsza już o szczegóły, żeby wyrwać kraty w niecałe dwie minuty.W pierwszej kolejności wyszli przez okno synowie, potem wygramolił się ojciec, resztki szkła poraniłyim brzuchy.%7łona? O żonie gospodarz nie mówi ani słowa, musimy o żonę dopytać, nie było jej wtedyw domu, z najmłodszą córką nocowała u swoich rodziców.Jeszcze słońce nie wstało, kiedywyswobodzili się z ognia, pobiegli z krzykiem do marokańskiego szpitala, chwała Allahowi, całkiemniedaleko, pobudzili marokańskich wartowników, ci zbudzili lekarzy, tu szyli im rany, a kiedy sięrozwidniło, zawiezli na oparzeniówkę aż do Ammanu.Wrócili po dwóch tygodniach, sąsiedzi sąpierwsza klasa, odbudowali przybudówkę przed kontenerem, osmalone ściany kontenera nakryliplandekami, patrzcie, jaki tu mamy komfort, śmieje się gospodarz, stęka z bólu i mruga do nas okiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]