[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za chwilę rozległo się pukaniei stryj Hieronim stanął w drzwiach wejściowych.- Z tego wszystkiego zapomniałem zapytać gdzie jest pochowany.Gdy wyszedł po raz drugi, matka pogładziła Jaona po głowie.- Stryj Hieronim tak przeraził się śmiercią twojego ojca, żeodpowiedzialność za nas złożył na ciebie.Jesteśmy zdani nasiebie.Ty masz mnie, a ja ciebie.Nie możesz wiele zrobić, pozajednym - opieką nad matką.Będziesz dobry i uważający, jaki byłojciec.To przejmiesz po ojcu, ja resztę.Będę ci teraz ojcem.Musisz być bardziej posłuszny, bo jestem teraz dla ciebie obojgiemrodziców.- A wuj Rudolf? On nam pomoże?- Czy my nie będziemy musieli mu pomagać?- Szachowski może do mnie przychodzić? Proszę, pozwól.Jechał zParyża do Polski, by w czasie wojny być tu.Chciał nas wziąć doswojego schronu.- Ojciec podzielał moje zastrzeżenia.Czy nie powinniśmy byćwierni jego postanowieniu? Naprawdę lubisz Szachowskiego? Czy oncię lubi? Czy nudzi się, widzi w tobie podobnego do siebiechłopca, który jest trochę samotny i to go w tobie pociąga?- Mamo, ja miałem bardzo ważną rozmowę z Szachowskim.- Dziecko kochane, ważne rozmowy będziesz prowadził za dwadzieścialat.Frania wniosła świecę, przerywając rozmowę.- Synu, lubię płomień świecy.Tym Niemcy mi nie dokuczyli, anigodziną policyjną.Jest jak w czasie pierwszej wojny światowej wnaszym domu w Marzeniowie.Ty tego nie oglądałeś, ale właściwieczy nie wszystko jedno, która jest wojna? - dodała bez związku.Jaon nie wrócił do tematu Szachowskiego.Rano w szkole odnalazłgo.- Nie śmiałem mamy pytać o to, co miałem zapytać.Teraz nie zawszemam odwagę z nią rozmawiać - skłamał.Szachowski wziął go silnie pod ramię.Ruszyli korytarzem.Po południu służąca państwa Woynickich przyniosła list.PanWoynicki donosił, że sprowadził rodzinę z przedłużonego letniska.Dodał, że tamtego dnia zapomniał powiedzieć, że pocisk rozwalił immieszkanie, na szczęście "wybierając niepotrzebny teraz do niczegosalon".Pan Woynicki zapowiadał wizytę w najbliższych dniach.Przyliście było post scriptum: "Nika mocno całuje Jaona" napisaneprzez pana Woynickiego, a podpisane "Nika" wielkimi, niezdarnymiliterami.Matka zatrzymała służącąpaństwa Woynickich i odpisywała cośpośpiesznie, gdy znów rozległo się pukanie.Matka podniosłaczujnie głowę.Słychać było głos Frani z pierwszego przedpokoju,jak ostatnio bywało, niezbyt uprzejmy.Wreszcie weszła ipowiedziała:- Jakiś pan do pani.Matka przerwała pisanie listu i odwróciła głowę.Nieznajomy,trzymając kapelusz w ręku wszedł do środka.Speszony, że zastałsytuację, której nie przewidział: jakąś kobietę w płaszczu i paniądomu piszącą list.Skłonił się.- Słucham pana?- Pani mnie nie poznaje?- Nie - odparła matka.Jaon pomyślał, że to wysłannik od ojca.- Mam obawę, że pani chce mnie potraktować jako nieznajomego iwyprosić za drzwi - odezwał się mężczyzna.- Ach, Boże mój.Już wiem.Nie, nie wyrzucę pana za drzwi, tylkozakleję list - wręczyła kopertę służącej państwa Woynickich.- Niemamy po siedemnaście lat.Dopiero kiedy usłyszałam hamowany żal,urazę w pana głosie, poznałam.Proszę usiąść.- To pani syn? - odezwał się.- A któż miałby być, drogi panie?- Wiele słyszałem o tobie - zwrócił się nieznajomy do Jaona.- Niechże się pan wstrzyma od mówienia takich rzeczy małemuchłopcu.- To było wstępem zwrócenia się do niego z prośbą, by nie gniewałsię za to, co powiem.Chcę paniąprosić o rozmowę w cztery oczy.- Jestem przyzwyczajony - odezwał się Jaon i ruszył ku swojemupokojowi.- Ej, Jaoniku zawróć i idz do gabinetu - odezwała się matka.Oznaczało to, że rozmowa będzie naprawdę tajna.Jaona uderzyło, żematka nie użyła określenia "gabinet ojca", tylko "gabinet".Najmniejszy blask nie rozrzedzał ciemności pokoju z podwórza, boNiemcy utrzymali zarządzenie o zaciemnieniu.Na kawałku niebawidocznym między dachami przesuwały się chmury.Wpatrzywszy siędobrze, widziało się, że chmury nie są w ruchu, ale wali sięprzeciwległa oficyna.Gdyby była Maniunia, poszedłby do kuchni,ale w miarę jak Frania była dla nich coraz lepsza, stawała sięniegrzeczniejsza.Jaon zaczynał jej prawie nienawidzić.Kim jest pan, przez którego siedzi tu jak za karę? "Jego bardziejnie znoszę niż Frani" - myślał Jaon.Wreszcie matka otworzyła drzwi.- Pan chce się pożegnać - powiedziała.Nieznajomy uścisnął Jaonowi dłoń z szacunkiem, jakby Jaon zajmowałstanowisko dyrektora banku.Frania zamknąwszy drzwi za nieznajomym, wróciła.- Czego on chciał? - spytała.- Franiu, na miłość Boską! - zawołała matka.- Jak uznam zastosowne to sama Frani powiem.Frania wyszła do kuchni obrażona.Matka zaczęła przechadzać siętam i z powrotem wzdłuż dużego pokoju.Była to wygodna i długadroga, którą kiedyś biegał Jaon, a potem chodził ojciec przedpójściem do wojska.Może być dwadzieścia metrów - obliczał Jaon.Nagle matka zatrzymała się i wybuchnęła śmiechem.Po kolacji matka kazała mu iść spać.Słyszał jej kroki, tam i zpowrotem, tam i z powrotem.Ile minęło czasu, gdy cicho otworzyładrzwi jego pokoju? Spojrzała, czy Jaon nie śpi.Jaon dał jej znak.Przysiadła na jego łóżku:- Pan, który był, zobowiązał mnie, bym zwróciła się do ciebie zpytaniem.Zastanawiam się, czy uznać to zobowiązanie.Ale twójstryj mimo, że wychodził z innych założeń niż ja, miał trochęracji.Moje życie ze śmiercią twojego ojca skończyło się.%7łyjętylko dla ciebie.Ty z kolei, nie mając ojca, musisz czasemzastępować go sam sobie i mnie, jako mój opiekun.Tymczasemotrzymasz rolę doradczą, ale potem przejmiesz wszystko.Czy kiedybyliśmy w kościele w Marzeniowie w czasie wakacji, rok przedwojną, zauważyłeś, że w tłumie stał ktoś, kto przyjrzał się nam inagle się odwrócił? Pewnie nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl centka.pev.pl
.Za chwilę rozległo się pukaniei stryj Hieronim stanął w drzwiach wejściowych.- Z tego wszystkiego zapomniałem zapytać gdzie jest pochowany.Gdy wyszedł po raz drugi, matka pogładziła Jaona po głowie.- Stryj Hieronim tak przeraził się śmiercią twojego ojca, żeodpowiedzialność za nas złożył na ciebie.Jesteśmy zdani nasiebie.Ty masz mnie, a ja ciebie.Nie możesz wiele zrobić, pozajednym - opieką nad matką.Będziesz dobry i uważający, jaki byłojciec.To przejmiesz po ojcu, ja resztę.Będę ci teraz ojcem.Musisz być bardziej posłuszny, bo jestem teraz dla ciebie obojgiemrodziców.- A wuj Rudolf? On nam pomoże?- Czy my nie będziemy musieli mu pomagać?- Szachowski może do mnie przychodzić? Proszę, pozwól.Jechał zParyża do Polski, by w czasie wojny być tu.Chciał nas wziąć doswojego schronu.- Ojciec podzielał moje zastrzeżenia.Czy nie powinniśmy byćwierni jego postanowieniu? Naprawdę lubisz Szachowskiego? Czy oncię lubi? Czy nudzi się, widzi w tobie podobnego do siebiechłopca, który jest trochę samotny i to go w tobie pociąga?- Mamo, ja miałem bardzo ważną rozmowę z Szachowskim.- Dziecko kochane, ważne rozmowy będziesz prowadził za dwadzieścialat.Frania wniosła świecę, przerywając rozmowę.- Synu, lubię płomień świecy.Tym Niemcy mi nie dokuczyli, anigodziną policyjną.Jest jak w czasie pierwszej wojny światowej wnaszym domu w Marzeniowie.Ty tego nie oglądałeś, ale właściwieczy nie wszystko jedno, która jest wojna? - dodała bez związku.Jaon nie wrócił do tematu Szachowskiego.Rano w szkole odnalazłgo.- Nie śmiałem mamy pytać o to, co miałem zapytać.Teraz nie zawszemam odwagę z nią rozmawiać - skłamał.Szachowski wziął go silnie pod ramię.Ruszyli korytarzem.Po południu służąca państwa Woynickich przyniosła list.PanWoynicki donosił, że sprowadził rodzinę z przedłużonego letniska.Dodał, że tamtego dnia zapomniał powiedzieć, że pocisk rozwalił immieszkanie, na szczęście "wybierając niepotrzebny teraz do niczegosalon".Pan Woynicki zapowiadał wizytę w najbliższych dniach.Przyliście było post scriptum: "Nika mocno całuje Jaona" napisaneprzez pana Woynickiego, a podpisane "Nika" wielkimi, niezdarnymiliterami.Matka zatrzymała służącąpaństwa Woynickich i odpisywała cośpośpiesznie, gdy znów rozległo się pukanie.Matka podniosłaczujnie głowę.Słychać było głos Frani z pierwszego przedpokoju,jak ostatnio bywało, niezbyt uprzejmy.Wreszcie weszła ipowiedziała:- Jakiś pan do pani.Matka przerwała pisanie listu i odwróciła głowę.Nieznajomy,trzymając kapelusz w ręku wszedł do środka.Speszony, że zastałsytuację, której nie przewidział: jakąś kobietę w płaszczu i paniądomu piszącą list.Skłonił się.- Słucham pana?- Pani mnie nie poznaje?- Nie - odparła matka.Jaon pomyślał, że to wysłannik od ojca.- Mam obawę, że pani chce mnie potraktować jako nieznajomego iwyprosić za drzwi - odezwał się mężczyzna.- Ach, Boże mój.Już wiem.Nie, nie wyrzucę pana za drzwi, tylkozakleję list - wręczyła kopertę służącej państwa Woynickich.- Niemamy po siedemnaście lat.Dopiero kiedy usłyszałam hamowany żal,urazę w pana głosie, poznałam.Proszę usiąść.- To pani syn? - odezwał się.- A któż miałby być, drogi panie?- Wiele słyszałem o tobie - zwrócił się nieznajomy do Jaona.- Niechże się pan wstrzyma od mówienia takich rzeczy małemuchłopcu.- To było wstępem zwrócenia się do niego z prośbą, by nie gniewałsię za to, co powiem.Chcę paniąprosić o rozmowę w cztery oczy.- Jestem przyzwyczajony - odezwał się Jaon i ruszył ku swojemupokojowi.- Ej, Jaoniku zawróć i idz do gabinetu - odezwała się matka.Oznaczało to, że rozmowa będzie naprawdę tajna.Jaona uderzyło, żematka nie użyła określenia "gabinet ojca", tylko "gabinet".Najmniejszy blask nie rozrzedzał ciemności pokoju z podwórza, boNiemcy utrzymali zarządzenie o zaciemnieniu.Na kawałku niebawidocznym między dachami przesuwały się chmury.Wpatrzywszy siędobrze, widziało się, że chmury nie są w ruchu, ale wali sięprzeciwległa oficyna.Gdyby była Maniunia, poszedłby do kuchni,ale w miarę jak Frania była dla nich coraz lepsza, stawała sięniegrzeczniejsza.Jaon zaczynał jej prawie nienawidzić.Kim jest pan, przez którego siedzi tu jak za karę? "Jego bardziejnie znoszę niż Frani" - myślał Jaon.Wreszcie matka otworzyła drzwi.- Pan chce się pożegnać - powiedziała.Nieznajomy uścisnął Jaonowi dłoń z szacunkiem, jakby Jaon zajmowałstanowisko dyrektora banku.Frania zamknąwszy drzwi za nieznajomym, wróciła.- Czego on chciał? - spytała.- Franiu, na miłość Boską! - zawołała matka.- Jak uznam zastosowne to sama Frani powiem.Frania wyszła do kuchni obrażona.Matka zaczęła przechadzać siętam i z powrotem wzdłuż dużego pokoju.Była to wygodna i długadroga, którą kiedyś biegał Jaon, a potem chodził ojciec przedpójściem do wojska.Może być dwadzieścia metrów - obliczał Jaon.Nagle matka zatrzymała się i wybuchnęła śmiechem.Po kolacji matka kazała mu iść spać.Słyszał jej kroki, tam i zpowrotem, tam i z powrotem.Ile minęło czasu, gdy cicho otworzyładrzwi jego pokoju? Spojrzała, czy Jaon nie śpi.Jaon dał jej znak.Przysiadła na jego łóżku:- Pan, który był, zobowiązał mnie, bym zwróciła się do ciebie zpytaniem.Zastanawiam się, czy uznać to zobowiązanie.Ale twójstryj mimo, że wychodził z innych założeń niż ja, miał trochęracji.Moje życie ze śmiercią twojego ojca skończyło się.%7łyjętylko dla ciebie.Ty z kolei, nie mając ojca, musisz czasemzastępować go sam sobie i mnie, jako mój opiekun.Tymczasemotrzymasz rolę doradczą, ale potem przejmiesz wszystko.Czy kiedybyliśmy w kościele w Marzeniowie w czasie wakacji, rok przedwojną, zauważyłeś, że w tłumie stał ktoś, kto przyjrzał się nam inagle się odwrócił? Pewnie nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]