[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mazidło lekko piekło ciało i od jego zapachu szybko poczułem zawrót głowy, tak że już wkrótceniezbyt zdawałem sobie sprawę z tego, co robię; ręce zwisły mi bezsilnie, powieki opadły naoczy.Potem serce zaczęło mi walić z taką siłą, jakby na sznurku odskakiwało od mojej piersi naodległość całego łokcia, i to sprawiało mi ból.Jeszcze miałem świadomość, że leżę na podłodzew naszym pokoju, ale kiedy spróbowałem wstać, już nie mogłem i pomyślałem:tak więc wszystkie opowiadania o sabacie okazały się bzdurą i ta cudowna maść jest tylko zielemusypiającym  w tejże jednak chwili wszystko jakby dla mnie przygasło i zobaczyłem siebie lubwyobraziłem sobie siebie wysoko nad ziemią, w powietrzu, zupełnie nagiego i siedzącegowierzchem, jak na koniu, na czarnym kosmatym kozle.Z początku wszystko mąciło mi się w głowie, lecz pózniej zrobiłem wysiłek i w pełniodzyskałem przytomność, gdyż tylko ona jedna mogła być moim przewodnikiem i obrońcą wniezwykłej podróży, którą odbywałem.Kiedy dobrze przyjrzałem się zwierzęciu, które niosłomnie przez sfery powietrzne, przekonałem się, że był to całkiem zwykły kozioł, bez wątpienia zkości i mięsa, z sierścią dość długą i miejscami skołtunioną, i dopiero kiedy obrócił ku mnie pyski popatrzył na mnie, dostrzegłem w jego oczach coś diabelskiego.Wtedy nie zastanowiłem sięnad tym, w jaki sposób wyszedłem ze swego pokoju, w którym chociaż był mały piecyk, tojednak z bardzo wąską rurą; pózniej dowiedziałem się jednak, że sama tylko ta okoliczność niemoże służyć za dowód złudności mojej podróży, ponieważ Diabeł jest artifex mirabilit [70] i zszybkością niedostrzegalną dla oka może rozsuwać cegły i znów je zsuwać.Tak samo nie zastanowiłem się w czasie lotu nad kwestią, jaka siła [71] mogła utrzymywać nadziemią stworzenie tak ciężkie jak kozioł wraz z ciężarem mego ciała, lecz teraz myślę, że możnasię w tym dopatrywać tej samej infernalnej siły, która pozwalała wznosić się w powietrzeSzymonowi-Czarnoksiężnikowi, co zaświadcza Pismo Zwięte.W każdym razie mój piekielny koń trzymał się w prądach atmosfery bardzo pewnie i leciał doprzodu z taką szybkością, że ja, żeby nie upaść, zmuszony byłem obiema rękami wczepić się wjego gęstą sierść i od straszliwej szybkości pędu wiatr świszczał mi koło uszu, bolała mnie pierś ioczy.Kiedy oswoiłem się z uczuciami lecącego człowieka, zacząłem spoglądać na boki i w dół izauważyłem, że lecimy znacznie poniżej chmur, na wysokości niewielkich gór, i dostrzegłemniektóre okolice i wioski, zmieniające się pode mną niczym na mapie.Oczywiście nie miałemżadnego wpływu na wybór drogi i pokornie pędziłem tam, dokąd mknął mój kozioł, lecz z tego,iż na naszej drodze nie napotykaliśmy miast, wnioskowałem, że lecimy nie z biegiem Renu, aleraczej na południowy-wschód, w stronę Bawarii.45 Sądzę, iż nasza powietrzna podróż trwała co najmniej pół godziny, może nawet dłużej, gdyżzdążyłem zupełnie przywyknąć do swojej sytuacji.Wreszcie' z mroku wyłoniła się przed nami samotna dolina między nagimi szczytami, oświetlonadziwnym błękitnym światłem, i w miarę tego, jak zbliżaliśmy się, dobiegały nas głosy i widaćbyło rozmaite istoty snujące się na brzegu srebrzystego jeziora.Mój kozioł opuścił się nisko,prawie do ziemi, i kiedy doleciał ze mną do samej ciżby, nagle upuścił mnie na ziemię, nie zwysoka, ale tak, że poczułem ból uderzenia, sam zaś zniknął.Ledwo zdążyłem się jednakpodnieść, kiedy otoczyło mnie kilka oszalałych kobiet, równie nagich jak ja, które chwyciły mniepod ręce krzycząc:  Nowy! Nowy!"Powlokły mnie przez całe zgromadzenie, przy czym moje oczy, oślepione nieoczekiwanymświatłem, najpierw niczego nie odróżniały prócz jakichś wykrzywiających się pysków, ażznalazłem się na uboczu, gdzie pod gałęziami starego buka czerniała jakaś grupa, jak mi sięwydało, ludzi.Tam prowadzące mnie kobiety zatrzymały się i ujrzałem, że to był Ktoś siedział na wysokim drewnianym tronie, otoczony zaufanymi dworzanami, ale we mnie nie byłolęku i zdążyłem szybko i dokładnie mu się przyjrzeć.Siedzący był ogromnego wzrostu i do pasajak człowiek, poniżej zaś jak kozioł, pokryty sierścią; nogi kończyły się kopytami, ale ręce byłyludzkie, tak samo jak twarz, smagło-czerwona niczym twarz Apacza, o dużych okrągłych oczachi niedługiej bródce.Sądząc z wyglądu zdawał się mieć co najwyżej czterdzieści lat, w jegowyrazie było coś smutnego, coś budzącego współczucie, ale uczucie to natychmiast znikało,kiedy wzrok kierował się powyżej podniesionego czoła, nad którym z czarnych kędzierzawychwłosów wyraznie sterczały trzy rogi: dwa mniejsze z tyłu i jeden duży z przodu, zaś wokół rogównałożona była korona, prawdopodobnie srebrna, roztaczająca łagodny blask, podobny do światłaksiężyca.Gołe czarownice postawiły mnie przed tronem i wykrzyknęły: Mistrzu Leonardzie [72], to nowy!Wtedy rozległ się głos, ochrypły, pozbawiony odcieni, jakby mówiący nie przywykł wymawiaćsłów, lecz silny i władczy, i usłyszałem: Witaj, synu mój.Czy przybywasz do nas z własnej woli?Odpowiedziałem, jak przystało, bym odpowiedział, że z własnej.Wtedy ten sam głos zaczął zadawać mi pytania, o których byłem uprzedzony, których nie chcęjednak tu powtarzać, i krok po kroku dopełniłem całego bluznierczego obrzędu czarnegonowicjatu.A ściśle: najpierw wygłosiłem wyrzeczenie się Pana Boga, Jego Zwiętej Matki, MariiPanny, wszystkich świętych Raju i całej wiary w Chrystusa, Zbawiciela świata, potem złożyłemmistrzowi Leonardowi dwa ustalone przepisowe pocałunki.Dla pierwszego łaskawie wyciągnąłdo mnie rękę i dotykając jej wargami zdążyłem zauważyć pewną osobliwość; jej palce, niewyłączając dużego palca, były wszystkie jednakowej długości, krzywe i szponiaste jak u sępa.Dla drugiego pocałunku wstał, odwrócił się do mnie plecami, przy czym uniósł się nade mną jegoogon, długi jak u osła, a ja, spełniając swoją rolę do końca, pochyliłem się i ucałowałem zadKozła, czarny i wydający wstrętny zapach, lecz równocześnie dziwnie przypominający twarzludzką.Kiedy już spełniłem ten rytuał, mistrz Leonard wciąż tym samym niezmiennym głosemwykrzyknął: Raduj się, synu mój ukochany, przyjmij znak mój na swoje ciało i noś go na wieki wiekówamen!I pochyliwszy ku mnie głowę szpicem dużego roga dotknął mojej piersi, powyżej lewej sutki, także poczułem ból ukłucia i spod skóry wystąpiła kropla krwi.Czarownice, które mnie przyprowadziły, natychmiast zaklaskały w dłonie i zakrzyczały z46 radości, a mistrz Leonard, znów zasiadłszy na tronie, wypowiedział wreszcie te ważkie słowa, dlaktórych przed nim stanąłem: Teraz proś mnie o wszystko, co zechcesz, a pierwsze twoje życzenie będzie przez nasspełnione.Całkowicie panując nad sobą powiedziałem: Chcę się dowiedzieć i proszę, żebyś mi powiedział, gdzie znajduje się teraz znany ci hrabiaHenryk von Otterheim i jak mogę go odnalezć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •