[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chyba i tak znam odpowiedz.- Caseyousladansc odsunęła talerz.- Ale ja nie doczekałem się twojej.- Przecież wiesz, jak ona brzmi, Marcus - wtrąciła się Laura.-Hej, mówię do ciebie! - zawołała, szturchając go w ramię, lecz on niespuszczał wzroku z Casey.Wytrzymała jego spojrzenie.- Nie zrobię tego, Marcus.Możesz mi wierzyć lub nie.Ale tooczywiste, że nie wierzysz.Milczał.- Wszystko psujesz, Marc - burknęła Laura.- Jeszcze jak - dodał Graham.Marcus gwałtownie odwrócił się do Laury.- Jak mnie nazwałaś?Zmarszczyła brwi i na moment zamknęła oczy, jakby usiłującprzypomnieć sobie swoje słowa.- Wybacz, tak mi się wymknęło.Mam głupi zwyczaj zdrabnianiaimion.To niektórych ludzi doprowadza do szału.Graham odchrząknął znacząco.- Chyba powinniśmy omówić sprawę bezpiecznego schronieniadla pań.Sprawdzałem w recepcji, ale nie ma wolnych pokojów.- I tak nie chcę, aby zostały w mieście, Grahamie.Ten osobnik toprawdopodobnie zawodowiec.Trafiłby do nich bez trudu.Poza tymmuszę zaczaić się na niego w ich domu.Nie mógłbym jednocześnie ichpilnować.- Sądzę, że rozwiązałam ten problem - oznajmiła Casey.Spojrzeliousladansc na nią z zainteresowaniem.Laura nadal jadła.- Mamy dobrych przyjaciół w pobliskim miasteczku.To bardzobezpieczne miejsce.- Skąd ta pewność? - spytał Marcus.- Nadal mi nie ufasz? Nawet gdy o to chodzi? Sądzisz, żemogłabym narazić na niebezpieczeństwo swoją siostrę?Westchnął, ale nie odpowiedział.- Może przekona cię informacja, że pan domu to miejscowyszeryf.Wystarczy?Ponad stołem starły się ze sobą spojrzenia pary czarnych ipiwnych oczu.- Nie powiedziałem, że ci nie ufam.- Nie musiałeś - odparła nieco łagodniej, a jej oczy przestałymiotać błyskawice.- Ale.chyba rozumiem twoje pobudki.To mu się nie spodobało.Ani trochę.- Nie próbuj mnie zgłębiać, Casey.- Boisz się tego, prawda?Marcus usłyszał, że Graham usiłuje powstrzymać chichot.Bezskutecznie.- Gdzie jest ta mieścina?- Powiem ci po drodze, jak jechać.Jesteś gotów?- Wątpię - mruknął.- Ja też - odparowała.- Wasze rzeczy są na górze - burknął w końcu Marcus.- Wyczuwam tu odrobinę napięcia - sarkastycznie stwierdziłaousladansc Laura.- Trudno byłoby je rozładować - dodał Graham.- Wezmę nasze rzeczy - oznajmiła Laura.- I tak muszę sięprzebrać.- Pójdę z tobą.- Casey także wstała od stołu i obie weszły dohotelu.- %7ładna z nich nie powinna chodzić sama - zauważył Graham.Marcus westchnął.- Wiem, Grahamie.Zaraz za nimi pójdę, ale najpierw chciałemcię o coś poprosić.Przeszukaj ich dom podczas naszej nieobecności.Graham spojrzał na niego z wyrazną dezaprobatą.- Ależ Marcus.dlaczego?- Ponieważ jestem niemal pewien, że Casey zbiera informacje omnie, aby napisać artykuł.Mogłaby zrujnować wszystko, na copracowałem.wszystko, na co zapracował Caine, a przed nim -Obrońca.- Naprawdę nie wierzę, żeby.- Ja też nie wierzę.Dlatego, że nie chcę wierzyć.Nie wolno miryzykować, Grahamie.Przeszukaj ten dom.Potem powiesz mi, coodkryłeś.Graham stukał kantem złożonej serwetki o brzeg stołu.- Uważam to za niesmaczny pomysł, ale dobrze.Postąpię zgodniez pańskim życzeniem.- Nagle przeszliśmy na  pan"?- Mam zrobić coś jeszcze? - spytał Graham oficjalnym tonem.ousladansc Nagle zmienił się w bryłę lodu.- Nie, Grahamie.To wszystko.Wrócę za kilka godzin.- Doskonale, sir.%7łyczę miłej podróży.Marcus odwrócił się i ruszył do wyjścia.Mógłby przysiąc, że poprzejściu paru kroków usłyszał, jak jego wierny towarzysz mruknął cośpod nosem.Chodziło o jedno słowo.Zabrzmiało bardzo podobnie dowyrazu  głupek".Casey usiadła z przodu, choć równie dobrze mogła siedzieć oboksiostry na tylnym siedzeniu.Wolała jednak być blisko Marcusa.Irytowało ją, że jej nie ufa, ale poniekąd go rozumiała.Miał już za sobąprzykre doświadczenia ze wścibskimi, żądnymi sensacjidziennikarzami.Ponadto wolał trzymać ludzi na dystans.Grahamaobdarzał zaufaniem, ale przecież znali się od lat.Gdyby tylko chciał, zaufałby również jej.Ale bronił się przedtym rękami i nogami.Bronił się przed zaangażowaniem i przeduczuciami, ponieważ się bał.I pewnie nawet nie zdawał sobie z tegosprawy.Czy istnieje jakiś związek między nim a Brandami z Teksasu?Czy to możliwe, że chodzi tylko o przypadkową zbieżność nazwisk?Niekoniecznie.Przecież Marcus wspomniał, że w dzieciństwieprzebywał w Teksasie.Casey dużo by dała, by wyjaśnić swojewątpliwości.Wiedziała, że nie postępuje lojalnie, zwabiając Marcusado Texas Brand, ale była ciekawa jego reakcji na widok rancza.Pocieszała się myślą, że jest ono także jedynym miejscem, gdzieousladansc Laurze na pewno nic nie grozi.Owszem, mogła uprzedzić Marcusa.Podać mu nazwę rancza.Celowo tego nie zrobiła, ponieważ chciała zobaczyć wyraz jegotwarzy, gdy będzie witał się z Brandami.Może na tej podstawie dowiesię czegoś o nim i jego przeszłości.- Coś nie tak, Casey?Pokonali dopiero połowę drogi i czekała ich jeszcze godzinajazdy.W samochodzie zaległo niezręczne milczenie.Należało jaknajszybciej je przerwać.- Naprawdę nie zamierzałam mówić o tobie Laurze - powiedziałaCasey, przerywając przedłużającą się ciszę.- Wiem - odparł lakonicznie Marcus.Odwróciła głowę i spojrzała na siedzącego na miejscu kierowcymężczyznę.Ciemne okulary dodawały mu tajemniczości.Stanowiłydodatkowy element przebrania.Może Marcus czuł się w nim bardziejwolny.Może było mu lżej, gdy wkładał ciemny płaszcz i ukrywałtwarz w cieniu szerokiego ronda kapelusza.- Niesłusznie potraktowałem cię z tego powodu tak ostro.Przepraszam.Laura jest.dość spostrzegawcza.- Dziękuję za słowa uznania - dobiegł ich uszu kpiący głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • centka.pev.pl
  •